Recenzje escape roomów




RECENZJE ESCAPE ROOMÓW




Przedstawiamy tutaj recenzje pokojów, które odwiedziła #EscTeamPolska. Mamy nadzieję, że pomogą one w podjęciu decyzji, które z nich odwiedzić. Aby wybrać pokój należy kliknąć w daną literę alfabetu bądź zjechać w dół i wybrać szukaną nazwę.

A  B  C  D  E  F  G  H  I  J  K  L  M  N  O  P  R  S  T  U  W  Z

A
Ale cyrk
American School Story
Anatomia zbrodni 2.0
Antyterroryści
Bon appetit
Bunkier
------------

C
Expecto patronum!
------------

F
Faraon
------------

G
Grobowiec smoka
------------

H
Hannibal
Heaven & Hell
Heaven & Hell (English version)
Hollywood
Hunter
------------

I
------------
Indiana Jones
Jumanji
------------

K
Katakumby
Kemping
Nieoczekiwana zmiana trasy
------------

O
Obłęd Bydgoszcz
Obłęd Wrocław
Paranoja
Pasażer
Rytuał
------------

S
Zdrada w Breslau
(Pokój) Zły
------------



HANNIBAL



Hannibal to nasz pierwszy pokój, od którego zaczęła się nasza przygoda. Ulokowany na warszawskiej Pradze escape room to propozycja dla grup początkujących, które chcą poznać ideę pokoi zagadek, ale nie oczekują dużego poziomu skomplikowania.

Niewątpliwym plusem tego miejsca jest obsługa, która swoim wprowadzeniem kreuje atmosferę, a wejście do pokoju z oczami zasłoniętymi opaskami, już na wstępie wyostrza zmysły.

I tu od razu uwaga do samego pokoju – odradzamy osobom z padaczką i problemami z błędnikiem, gdyż migający na początku stroboskop może stać się przeszkodą w dobrej zabawie.

Wnętrze sprawia wrażenie jakbyśmy przenieśli się do lat 80-tych. Gustowny regał przy ścianie, natomiast przy stole ulokowany został przemiły manekin z mózgiem na wierzchu, a dookoła… morze kłódek, do których różnymi sposobami trzeba odnaleźć kody.

System podpowiedzi – na ekranie, ale bez dźwięku sygnalizującego nową podpowiedź, tak więc trzeba na niego zerkać, by niczego nie przeoczyć.

Jeśli jesteście grupą, która liznęła już niekonwencjonalnych rozwiązań w innych escape roomach – będziecie nieco rozczarowani, natomiast jeśli nie jesteście pewni swoich umiejętności i wolicie nie skakać na głęboką wodę, a w odmętach zagadek zanurzać się stopniowo… drzwi przy ulicy Stalowej 18/25 stoją otworem.

#hannibal #praskipokójzagadek



POKÓJ PORYWACZY



W naszym drugim podejściu do świata pokoi zagadek – udaliśmy się do Pokoju Porywaczy. 

Personel na wstępie poinformował nas, że mamy 60 minut do powrotu przestępców i tyle nam zostało, by przeszukać ich kryjówkę. Nie obyło się oczywiście bez worków na głowach i kajdanek na rękach – jak to w przestępczym świecie się zdarza.

Zabraliśmy się więc do pracy. Samo otoczenie – jak to melina – sporo butelek, szmat, starych gazet i rupieci.

Zagadki – dość podobne do drugiego pokoju w tym miejscu, czyli Hannibala, sporo kłódek, trochę łamigłówek oraz liczenia.

W trakcie wizyty w pokoju musieliśmy skorzystać z kilku wskazówek, które obsługa sprawnie wyświetlała nam na ekranie zawieszonym w pokoju.

Po odgadnięciu wszystkich zagadek i odnalezieniu klucza (oczywiście przed powrotem porywaczy), spotkała nas miła niespodzianka – musieliśmy otworzyć jeszcze jedną nietypową kłódkę, a znajdującą się w niej niespodziankę otrzymaliśmy jako nagrodę.

Komu polecamy? Osobom rozpoczynającym swoją przygodę z pokojami zagadek, które chcą poćwiczyć swoje umiejętności kojarzenia faktów i odnajdywania wskazówek, natomiast nie mającym wygórowanych oczekiwań wobec poziomu ich skomplikowania.


Pokój opuściliśmy w bardzo dobrych nastrojach, tym bardziej, że obsługa zawsze proponuje zrobienie pamiątkowego zdjęcia, które szybko ląduje na Facebooku.

#pokójporywaczy #praskipokójzagadek



RYCERSKI



Pokój Rycerski cieszy się bardzo dobrą opinią w Warszawie. Kiedy zadawaliśmy pytanie właścicielom innych pokoi, który by polecili – nie raz i nie dwa, to właśnie ten pokój był wskazywany.

Wybraliśmy się zatem i my. I także my polecamy.

Pokój ulokowany na warszawskiej Pradze (prowadzony jest przez Room Escape), ale w takim miejscu, że blisko do niego jest zarówno od metra, jak i innych środków transportu. Co ważne – łatwo jest również znaleźć miejsce do zaparkowania, co na wstępie nie budzi odczucia frustracji.

Po spotkaniu się z naszą ekipą – wyruszyliśmy na podbój kolejnego, dobrze zapowiadającego się miejsca. Wejście do pokoju i od razu pierwsza myśl – łatwo nie będzie, ale za to na pewno będzie klimatycznie. 

Twórcy pokoju Rycerskiego bardzo się postarali, by jego nazwa nie była tylko czczą obietnicą. Znajdziemy tu więc zarówno hełmy rycerskie, akcesoria jakby żywcem wyjęte ze średniowiecznych czasów, miecze, czy też kielichy. Pomieszczenie zdawało się być naszpikowane przedmiotami, ale już nie tak wcale oczywistymi odpowiedziami. 

Po jakimś czasie udało się przejść do kolejnego pomieszczenia…co nie znaczy ostatniego. I tu dopiero zaczęła się zabawa  - elementy zaskoczenia, dużo wskazówek i konieczność dobrej organizacji pracy całej grupy.


Uwaga dla planujących odwiedzić to miejsce – pojawiają się również elementy łaciny, więc warto mieć ze sobą kogoś, kto poznał jej podstawy. Nie jest to wymóg konieczny,  oczywiście, bo zawsze jeszcze mamy do dyspozycji system podpowiedzi wyświetlanych na ekranie.

Według nas pokój zrobiony z przytupem, ciekawie i angażująco dla odwiedzających. Polecamy dla grup średnio-zaawansowanych i ceniących sobie współpracę w zespole.

Minusy? Chyba takie, że wyszliśmy z pokoju dość szybko, co pozostawiło po sobie pewną dozę niedosytu, bo chcieliśmy jeszcze trochę się pobawić.

Pokój nauczył nas również, że powiedzenie „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”, to nie tylko maksyma Trzech Muszkieterów, ale bardzo przydatną wskazówka… dlaczego? Przekonajcie się sami...

#pokójRycerski #roomEscape


PIRAMIDA



Zwabieni faktem, że Piramida zajmuje w rankingu Lockme.pl pierwsze miejsce w Warszawie wśród innych pokoi zagadek – z dużą dozą ciekawości odwiedziliśmy ją w naszym pięcioosobowym składzie.

Pierwsze wrażenie? Willa ulokowana niedaleko Nowego Miasta – jeśli wybieracie się ze znajomymi do tego pokoju, to przy okazji macie okazję, by wcześniej spędzić miło czas w pobliskich knajpkach.
Po wejściu przywitał nas bardzo kontaktowy personel, częstując wodą i udzielając wskazówek odnośnie pokoju, który mieliśmy za chwilę odwiedzić. 

Przekroczenie progu pokoju, na wstępie, nie robi powalającego wrażenia  - można pomyśleć, że pod dużą ilością pilśniowych płyt – niewiele więcej już się kryje. Błąd w założeniu. Pokój zrobiony jest ciekawie – sporo rozwiązań działających na elektryczność, ale nie tylko. Entuzjaści zręcznościówek i łamigłówek również nie będą się tu nudzić. Pokój nie jest pojedynczym pomieszczeniem, tak więc ożywczo na atmosferę działa również zmiana scenerii w trakcie przechodzenia do innych miejsc.
60 minut? Według nas wystarczająco, by przeszukać otoczenie, znaleźć odpowiedzi i wykonać zadania, które przewidział dla nas właściciel tego miejsca.

Minus, choć może sprawiedliwiej będzie powiedzieć – minusik – jedna zagadka, która z powodzeniem mogłaby zostać odgadnięta bez podpowiedzi, gdyby nie to, że przedstawiona jest w sposób, który nijak nie kojarzy się z jej faktycznym znaczeniem.

Po wyjściu z pokoju, spotkało nas kolejne bardzo miłe zaskoczenie – foto budka, z której dostaliśmy dwa zestawy po 3 zdjęcia – coś, czego wcześniej nie widzieliśmy w pokojach zagadek. Super szansa na uwiecznienie wspomnienia tego wieczoru.

Ogólne wrażenie - bardzo pozytywne, polecamy grupom już z pewnym doświadczeniem, które po kolejnych pokojach już mają poziom wiedzy jak i gdzie szukać rozwiązań. 

#piramida #domZagadek



EGZEKUCJA





Nic tak nie wpływa na człowieka jak świadomość, że za 60 minut czeka nas #egzekucja i kres naszego ziemskiego żywota.

Do pokoju wchodzi się z czarnymi opaskami na oczach i staje się twarzą do ściany, a po chwili można już odliczać minuty do końca swojego życia... ale można też spróbować ucieczki, tylko tyle tych kłódek...

Pokój klimatyczny, ponura sceneria (siekiera, piła, sznur, ledwo świecąca żarówka) oraz smętne dźwięki dobywające się z głośników nie pomagają zachować spokoju, a czas leci...

Inny niż dotychczas był system podpowiedzi. Przed wejściem do #escaperoomu, trzeba było podać numer telefonu, na który były wysyłane podpowiedzi (należy pamiętać o naładowaniu baterii).

Minusem było zapylenie pomieszczenia, po tym jak trzeba było nieco go uprzątnąć.  Nie wyjdzie się stamtąd tak samo czystym jak się weszło (lepiej nie zakładać odświętnego odzienia).

Personel bardzo kontaktowy, wszystko na początku zostało omówione. A na koniec pamiątkowe zdjęcia – warto też zrobić je samemu, gdyż do tej pory nie zostały nigdzie umieszczone (bardzo fajny pomysł z tabliczkami, na których można wpisać  co tylko dusze uciekinierów przed egzekucją zapragną).

Pokój może sprawiać problemy osobom ze słabym wzrokiem. Niski poziom światła bardzo utrudniał odczytanie szczegółów.


Pokój dla średnio-zaawansowanych z pewnym już doświadczeniem w ucieczkach.

#egzekucja #Białystok #lastagEscape



SEX ROOM 



Przygodę z miejscem #blackcatescape zaczęliśmy od Sex Room. Przyciągnęła nas tu niewątpliwie oryginalna tematyka, ale również pozytywna opinia innych fanów pokoi zagadek.

Sex Room mieści się na bliskiej Ochocie, w wieżowcu na 13-tym piętrze – pierwszy plus to widok jaki roztacza się na okolicę.

Wprowadzenie obsługi – trochę inne, niż we wcześniej odwiedzonych pokojach, ponieważ dostaliśmy do przeczytania zarówno opis całej sytuacji i zlecenia, a także mogliśmy obejrzeć krótki film.

Wejście do pokoju – no jakże by inaczej – w atłasowych opaskach na oczyJ.  

Kiedy już zamknęły się za nami na 60 minut drzwi, mogliśmy nareszcie rozejrzeć się po pokoju. Wystrój? Erotyczny, co by nie powiedzieć, chwilami mocno pornograficzny. Ale nie w znaczeniu wulgarności otoczenia, które gorszy i sprawia, że chce się wyjść. To raczej doświadczenie z pogranicza wizyty w sex shopie, gdzie owszem, tematyka jest oczywista i wiodąca, ale ponieważ pasuje do miejsca, do którego się przyszło – nie przeszkadza. 

Same zagadki okazały się być ciekawe, niektóre niekonwencjonalne, co więcej, przyszło nam się zmierzyć nie tylko z szyframi, ale też zagadkami słownymi, logicznymi, czy czasami wręcz zabawnymi. 

Twórcy #blackcatescape ewidentnie lubują się w zagadkach ukrytych w wierszach, tak więc nastawcie się również na pewną dozę kreatywności rodem z interpretacji poezji na języku polskim.

Sama obsługa –pozytywnie zakręceni ludzie, otwarci na klientów.

Polecamy grupom mającym już pewne doświadczenie w escape roomach, które wiedzą jak szukać podpowiedzi. 

Stanowczo 18+ z uwagi na pojawiające się motywy, słownictwo oraz erotyczne treści.

Sex room to nie tylko pokój zagadek, ale również, jak się dowiedzieliśmy, miejsce organizacji wieczorów panieńskich – można by rzec, że jest to szansa połączenia przyjemnego z pożytecznym.

Jednym słowem – polecamy.


BUNKIER



Bunkier to kolejna perełka Black #blackcatescape. Tematyka – oczywiście niemiecka, poprawnie politycznie: nazistowska. Tym razem wcieliliśmy się w rolę badaczy, którzy dotarli do dopiero co odkrytego bunkra.

Na wstępie otrzymaliśmy opis całego zdarzenia, a także obejrzeliśmy film nawiązujący do historii. Po wejściu, z miejsca przenieśliśmy się do innego świata – mrocznego, odległego i ciekawego jednocześnie. 

Pierwsze zadanie i od razu kontakt z językiem niemieckim. W tym miejscu od razu uspokajamy – nie trzeba być germanistą, by przejść te zagadki bez podpowiedzi, czasem wystarczy zwyczajna logika i spostrzegawczość.

Black Cat specjalizuje się w robieniu paru pomieszczeń w jednym pokoju, tak więc i tym razem okazało się, że pierwszy korytarz, to tylko rozgrzewka. 

Kolejny pokój okazał się  być już bardzo klimatyczną miejscówką Niemców (poprawnie politycznie: nazistów). Znajdzie się tu więc i stara radiostacja, nazistowskie akcenty, Enigma czy maski gazowe. 

Poziom zagadek – zróżnicowany, czasem wymagających logiki, a czasem dobrego wsłuchania się w polecenia. Pokój nie należy do najłatwiejszych, ale z uwagi na swoją powierzchnię – idealny dla grup do 4 osób.

Polecamy grupom dobrze zorganizowanym, lubiącym tematykę Niemiec i II wojny światowej oraz przenoszenia się w świat perfekcyjnie zainscenizowany, przez to pozwalający się oderwać do otaczającej nas rzeczywistości.

Jedna sugestia – dla własnego komfortu radzimy się ubrać wygodnie, bo w bunkrze jak to w bunkrze –  może się zdarzyć, że trzeba będzie szybko dostosować się do panujących w nim warunków.

Jednym słowem – #blackcatescape  - Wir lieben dich!




POKÓJ MORDERCY



Pełni ciekawości jak bardzo mroczna historia może kryć się w Pokoju Mordercy, wybraliśmy się również i do niego.

Uwaga od razu na wstępie – mimo, iż teoretycznie pokój odwiedzają również nastolatkowie, my sugerujemy, by decydować się na niego z rozwagą i pełną świadomością, że jego nazwa nie jest przypadkiem, a obietnicą zmierzenia się z treściami często drastycznymi, niekoniecznie miłymi dla wrażliwego oka.

Wejście do pokoju i od razu pierwsze wrażenie przytłaczającej atmosfery kryjówki mordercy, wraz ze sporą ilością zdjęć adekwatnych do tejże tematyki, ponurych przedmiotów i zagadek w sposób mniej lub bardziej powiązanych z motywem śmierci. 

Światło sączące się przez zabite deskami okno jeszcze podkręca ogólne odczucia. Nie jest to w żadnym wypadku minus tego miejsca. Jeśli decydujemy się na taki motyw – bądźmy świadomi, że możemy spodziewać się, że będzie naturalistycznie i przygnębiająco. 

Same zagadki okazały się bardzo zróżnicowane – przyszło nam się zmierzyć zarówno z łamigłówkami, rozwiązaniami działającymi na elektrykę jak i współpracą zespołową, która akurat tutaj jest na wagę złota.

Pokoju strzeże również słusznych rozmiarów pająk, który przemieszczając się po terrarium, obserwował każdy nasz krok.

System podpowiedzi, tak jak w innych pokojach #blackcatescape, głosowy, niemalże od razu, gdy się o to prosi, dzięki czemu nie traci się czasu, a można przejść do działania.

Polecamy osobom o mocnych nerwach, lubiących pokoje z ciekawym systemem zagadek, odpornych na nieoczekiwane zwroty akcji, które potrafią przyprawić o szybszy puls i przede wszystkim lubiącym ze sobą współpracować.





SPACESHIP ALIEN INVASION




Na Białołęce, a więc z dala od codziennego zgiełku, odnaleźliśmy #greatescaperoom, a w nim pokój Spaceship Alien Invasion. Wprawdzie trafiliśmy do niego przypadkiem, ale jak to z przypadkami bywa – okazał się być bardzo pozytywnym zaskoczeniem.

Obsługa na dzień dobry wprowadziła nas w tematykę, przekazując opis sytuacji… a już za chwilę, ubrani w specjalne kamizelki, lecąc statkiem kosmicznym, mieliśmy stawić czoła inteligentnej cywilizacji, która bez naszej pomocy, po upływie 60 minut, miała unicestwić  nas oraz ludzkość na Ziemi.

Pokój okazał się być zrobiony w klimacie statku kosmicznego, z ogromną ilością różnego rodzaju map, dokumentów oraz przeróżnej elektroniki, w tym mocno oldschoolowej, która przywiodła wspomnienia z dawnych lat. 

Dodatkowo muzyka,  dostosowana do aktualnych wydarzeń, dodawała jeszcze otoczki całej sytuacji. 

Zagadki zróżnicowane pod względem trudności, a także rodzaju, sprawiały, że nikt z nas się nie nudził nawet przez chwilę. Bardzo ważnym elementem była tu również współpraca, szczególnie, gdy pod presją czasu, trzeba przekazywać sobie dane, będąc na różnych poziomach statku. 

Taaak... Pokój nie jest małą klitką – jest duży i przestronny, wymagający poruszania się nie tylko w poziomie, ale i w pionie. 

Same zadania motywują do liczenia, kodowania, układania i łamania szyfrów. Nie jest to na pewno nudne pomieszczenie ze stosem walizek na kłódki. Spotkaliśmy się tu również z zadaniem, które sprawiło, że musieliśmy obudzić w sobie pokłady kreatywności, ale czego się nie robi dla powodzenia misji!

Uwaga dla odwiedzających - szczególnie tutaj warto być wyczulonym na każdy detal, bo nigdy nie wiadomo jak blisko się jest rozwiązania, a przypadkowo się je przeoczy.

System podpowiedzi, raczej standardowy, czyli na ekranie, ale po daniu wyraźnego sygnału, że ich potrzebujemy. Tu oczywiście można to ustalić z obsługą.

Pokój stanowczo dla grup większych – 5 osób, otwartych na różnorodne zagadki, spostrzegawczych i lubiących pozaziemskie klimaty.

My niestety unicestwiliśmy naszą cywilizację… ale może Wasza misja zakończy się sukcesem?

Do góry


POKÓJ NAWIEDZONY



Pokój nawiedzony w #getoutroom znaleźliśmy przypadkiem, przeglądając kolejne strony w poszukiwaniu interesujących nas pokoi.

#getoutroom znajduje się na Białołęce, a więc idealne miejsce dla mieszkańców prawobrzeżnej Warszawy, którzy chcą na chwilę oderwać się od codzienności, ale nie mają czasu, by jechać do Śródmieścia.

Samo wejście do #getoutroom – bez fanfar. Recepcja całkiem przeciętna. Jedno co nas zainteresowało, to cykliczne wycie, dobiegające z naszego pokoju. Obsługa, jak to w escape roomach, bardzo otwarta na wszelki kontakt, pokrótce wprowadziła nas w tematykę pokoju – mieliśmy zmierzyć  się z duchem kobiety, która po śmierci tam zamieszkała.

No i weszliśmy… na pierwszy rzut oka – naprawdę nic ciekawego. Raczej pusty pokój, ciemny, z LEDowym ekranem z wiedźmą; na krześle  - panna młoda 100 lat później, czyli mówiąc wprost – kościotrup w sukni ślubnej… No i właśnie. Pusto. A skoro pusto, to gdzie szukać wskazówek? Tu napotkaliśmy pierwszy problem – nic, dosłownie nic nie wskazywało drogi,  gdzie znajdują się podpowiedzi. Powoli, z pomocą obsługi pokoju, odnajdowaliśmy kolejne miejsca, które miały zaprowadzić nas do rozwiązania zagadki obłąkanej lokatorki.

Nasze wrażenia? Trudne do zdefiniowania. Z jednej strony pokój mógłby być bardziej dopracowany, ale z drugiej – poziom zagadek utrzymywał się na wysokim poziomie.

Komu polecamy? Osobom, które stawiają na trudne zadania, konieczność kojarzenia faktów i spostrzegawczość, ale niekoniecznie na wrażenia estetyczne.


Nam się udało uciec przed nawiedzoną lokatorką, a Wam? 



POKÓJ ZŁY (WRONG ROOM)




#pokojzly to propozycja twórców escape roomów przy ulicy Stępińskiej. Miejsce trochę na uboczu, ale za to niedaleko genialnej restauracji Mała Polana Smaków #malapolanasmakow, własności Andrzeja Polana. Świetne miejsce, by przed lub po wizycie w pokoju, spędzić miło czas przy pysznym jedzeniu.

Do pokoju dotarliśmy pewnego kwietniowego popołudnia. Informacje, jakie mieliśmy przed wizytą, były dość konkretne – realizm, dobitność obrazów, szczegółowość. Osoby z hemofobią – wstęp wzbroniony. Ponieważ nie dotyczy nas ten problem (a w każdym razie większości z nas) i lubimy pokoje zrobione z pompą – nie mogliśmy się doczekać wejścia do środka.

Już na dzień dobry – pozytywne zaskoczenie.  To nie była standardowa recepcja… przed nami otworzyły się drzwi do bardzo ciemnego korytarza, na końcu którego stał…  kto? To musicie sprawdzić sami. Jedyne, co możemy powiedzieć  to, że atmosfera tego miejsca, mroczna i straszna, udzieliła nam się od razu. Do pokoju wprowadzono nas w opaskach, po czym zostaliśmy przypięci kajdankami do ściany. Wrażenie? Dziwne. Z pogranicza przeświadczenia, że z jednej strony chciałoby się uciekać, ale z drugiej  - w żadnym wypadku nie chciałoby się stracić okazji do dobrej zabawy. Bo w końcu właśnie o to chodzi.

Kiedy już udało nam się wyswobodzić z kajdanek, okazało się, że znajdujemy się w pokoju bardzo dopracowanym, zrobionym z przytupem i… jak to w szopie kanibali – chwilami obrzydliwym. Przyszło nam się więc zmierzyć ze starymi meblami,  fragmentami ludzkiego ciała, czy różnymi sprzętami.

Wskazówki i zagadki – zróżnicowane. Znajdziemy tu i rozwiązania logiczne i kłódki, chwilami konieczne jest… zagłębienie się w zadaniu, a innym razem  wystarczy zwykła ostrożność w poczynionych obserwacjach.

System podpowiedzi – niestandardowy,  chwilami przyprawiający o szybsze bicie serca i bardzo dopasowany do panującej atmosfery.

Polecamy osobom, które poszukują pokoi bardzo  klimatycznych i które nie mają oporów przed chwilami odrażającymi motywami. Zdecydowanie dla mniejszych grup. 3 osoby według nas to idealna ilość. Z uwagi na wiele elementów w pokoju – przy większej grupie byłoby po prostu za ciasno.

Plus dla pokoju – obsługa oferuje dodatkowo do pokoju piwo, Red Bulle i przekąski, dzięki czemu te 60 minut mija w jeszcze milszej atmosferze.

Zdecydowanie polecamy. Jest klimatycznie, jest inaczej, jest tak, jak powinno być.

Do góry


KRYPTA WAMPIRA







Do Krypty Wampira w #cryptexpl wybraliśmy się zaciekawieni nieco ponurą tematyką, a także pozytywnymi opiniami innych odwiedzających

W kogo się wcieliliśmy? W grupę niedowiarków, którzy poddali w wątpliwość istnienie kryjówki wampira na warszawskich Powązkach. Zwabieni więc chęcią zdemaskowania  kłamstwa… zostaliśmy uwięzieni na 60 minut w pomieszczeniu, które okazało się należeć do dość osobliwego lokatora.

Sam pokój znajduje się w piwnicy starej kamienicy.  Już sam fakt, że idzie się do niego wilgotnym korytarzem, mijając  porozrzucane kości, sprawia, że stopniowo można wczuć się w atmosferę.

Kiedy zamknęły się za nami drzwi, wreszcie mogliśmy rozejrzeć się po okolicy. Sam pokój – jak to kryjówka wampira – ciemny, oszczędny w wystroju, ale z obowiązkowymi elementami takimi jak trumna, pentagram, czy krwawe ślady. I tu pierwsze zaskoczenie – żadnych kłódek! Po odwiedzeniu już paru pokoi spotkaliśmy się z różnymi rozwiązaniami,  ale zawsze pojawiała się jakaś kłódka. A tutaj… NIC.  I z jednej strony zapachniało czymś nowym, ale z drugiej, poprzeczka niebezpiecznie się podniosła. Rozpoczęliśmy więc poszukiwania podpowiedzi. Jak to bywa z pokojami oszczędnymi w akcesoria, także tu mieliśmy chwilami problem z kolejnymi wskazówkami, które uwolniłyby nas od wampira.



Niewątpliwie trzeba oddać twórcom, że się postarali tworząc takie zadania, których nie da się od razu złamać, które wymagają często logicznego myślenia, kojarzenia faktów, wyobraźni przestrzennej (i mamy tu na myśli oryginalną zagadkę, która pochłonęła dużą cześć naszego czasu, ale której rozwiązanie sprawiło nam podwójną satysfakcję), czy współpracy grupowej, bez której nie przeszlibyśmy dalej.

W pokoju nie ma zegara, więc nie mogąc kontrolować czasu czuje się rosnącą presję. Z jednej strony powoduje to pewien dyskomfort, ale z drugiej  motywuje to jeszcze bardziej wnikliwego rozpracowywania zagadek.

Na pytanie czy polecamy – bezsprzecznie odpowiadamy TAK! A komu? Grupom zaawansowanym, którym brakuje powiewu oryginalności w odwiedzanych pokojach i które lubią przecierać nowe escape - szlaki.

Jedna ważna uwaga – pokój, z uwagi na specyficzność zagadek, według twórców, dedykowany jest grupom do 4 osób, według nas – maksymalną liczbą, tak by nikt nie stał bezczynnie, to 3 osoby.


Obsługa, której jednogłośnie dajemy 5/5 punktów – wczuwa się od początku aż do końca.  Tak więc na powitanie opowiadają historię pokoju, w trakcie wspierają w razie wątpliwości przy rozwiązywaniu zagadek, a na koniec – chętnie rozmawiają  i wysłuchują opinii.  Daje to poczucia, że każdy z gości #cryptexpl jest traktowany na poważnie i zwyczajnie chce się tam wrócić.

Do góry


ANTYTERRORYŚCI – krakowski Escape Room.



Dnia 6 sierpnia 2016 roku Esc Team Polska wcieliła się w rolę oddziału antyterrorystycznego.

Po wejściu do kamienicy (niedaleko Rynku) przywitała nas obsługa pokoju. Otrzymaliśmy informację o naszej misji. I tu niespodzianka! Tym razem nie chodziło o to, aby wyjść z pokoju tylko o znalezienie i rozbrojenie bomby pozostawionej przez terrorystów, która miała wybuchnąć w centrum Krakowa.

System podpowiedzi był dość nietypowy. Otrzymaliśmy krótkofalówkę, przez którą mogliśmy porozumiewać się z osobą pilnującą przebiegu operacji. Trzeba przyznać, że zwiększa to realizm sytuacji.

Warto zauważyć, że w pokoju nie ma zegara, który odmierza pozostały czas (dopiero od pewnego momentu wiemy, ile minut jeszcze nam zostało).

Zagadki były bardzo różnorodne i ciekawie dobrane. Nigdy wcześniej nie spotkaliśmy się z koniecznością (dość kreatywnego) użycia wykrywacza metalu. Poznaliśmy też nowy rodzaj kłódki!
Minusem były pewne techniczne niedoróbki, które spowodowały kilkuminutowe opóźnienie (na szczęście łatwe do usunięcia, można więc przypuszczać, że kolejne oddziały antyterrorystyczne nie będą już miały takich problemów). Należy też zauważyć, że pokój był dość ciemny (to, niestety, przypadłość wielu escape roomów), dlatego też dobrze, aby w grupie była osoba z dość dobrym wzrokiem.

Trzeba przyznać, że zabawa była bardzo fajna i klimatyczna, a rozwiązywanie zagadek dawało dużo satysfakcji. Po wyjściu z pokoju stwierdziliśmy, że czas, który poświęciliśmy na ratowanie Krakowa, na pewno nie był stracony.


Pokój polecamy grupom od 2 do 4 osób, które mają już jakieś doświadczenie z escape roomami. Na pewno zostaną mile zaskoczone.

Do góry

EGZORCYZMY




Do pokoju Egzorcyzmy w #escaperoomspl wybraliśmy się w okrojonym składzie, który gustuje w tego typu klimatach. Pokój znajduje się w bardzo wygodnej lokalizacji, bo w samym centrum Warszawy. Jeśli zatem szukacie miejsca, do którego łatwo jest dojechać niemalże wszystkimi środkami lokomocji – właśnie je znaleźliście.

Pierwsze wrażenie po wejściu? To nie jest jeden z tych escape roomów robionych przez zapaleńców w wynajętym mieszkaniu, gdzie każdy traktowany jest niemalże jak dobry znajomy, z którym można posiedzieć i pogadać o oczekiwaniach i wrażeniach. To już inny kaliber, bo, można powiedzieć, że cała firma zajmująca się pokojami zagadek. Działa tam więc już tej chwili 5 pokoi, a docelowo ma być ich osiem.

Spośród tych dostępnych, my skusiliśmy się na egzorcyzmy.

Zamknięto nas więc w ciemnym pokoju, wystrojem przypominającym niewielkie biuro, z tą różnicą, że miał on również lokatorkę uwięzioną w łóżku, urodą do złudzenia przypominającą główną bohaterkę „Ezorcysty” w dobie swojego najlepszego opętania.

Ale co to dla nas. Zabraliśmy się zatem do metodycznego przeszukiwania pokoju. Jak się przekonaliśmy, pokój okazał się bardziej wymagający, niż nam się wydawało na początku. Przyszło się na zmierzyć z numerami, zagadkami logicznymi, muzycznymi, czy słuchowymi. Ba! Po upływie około pół godziny miała nawet miejsce nieoczekiwana zmiana pozycji…czyja? O tym musicie przekonać się sami...

Sam pokój, wraz z biegiem czasu, odsłaniał przed nami swoje nowe oblicza, a jedno z nich zmusiło również do poświęcenia jednego z nas. Na szczęście nie na długo, ale i tak nie można odmówić twórcom oryginalności tego rozwiązania.

Kluczenie między kolejnymi zagadkami, a czasem przyprawiającymi o szybsze bicie serca niespodziankami, powoli, acz z niemałym trudem i satysfakcją doprowadziło nas do wyjścia.

Nasze wrażenia? Pozytywne. Pokój ciekawy, niebanalny chwilami, wcale nie taki klaustrofobiczny, jak wydawać by się mogło na wejściu i wykorzystujący ciekawe, nie-kłódkowe, rozwiązania.

Jeśli chcemy znaleźć jakieś minusy, to można mieć niewielkie zastrzeżenie do ciemności na początku, która nieco ogranicza widoczność, ale z drugiej strony – czy egzorcyzmy miałyby swój nastrój, gdyby otaczała nas plaża?

Polecamy grupom do 4-5 osób, którym niestraszny mroczny klimat, a ciekawe zagadki są wyzwaniem do podjęcia od ręki.

Do góry

SEKRETY WATYKANU




Pobyt w Rzymie był dobrą okazją aby odkryć sekrety Watykanu. Dlatego też ESC Team Polska udała się do Escape Roomu #escaperome , który dawał taką możliwość.

Po standardowym wprowadzeniu (do wyboru język włoski lub angielski) zostaliśmy zamknięci w pokoju, który skrywał sekrety Watykanu. Mieliśmy godzinę, aby je odkryć i uciec (jeżeli by się nam nie udało, nakryłby nas ksiądz po powrocie do swojej celi).

Zadania były bardzo różnorodne (i trzeba powiedzieć, że duża ilość, zwłaszcza w przypadku dwóch osób), od standardowych kłódek, do których trzeba było znaleźć klucz czy odnaleźć kombinację liczb do mniej spotykanych (zabawy światłem,  „przejście do Narni”, nie fizyczne, ale na widoku, znajomość Biblii - w końcu to Sekrety Watykanu ;-) ). 

Należało BARDZO DOKŁADNIE sprawdzać wszystkie skrzynki, pudełka i walizki, gdyż niejednokrotnie zawierały „drugie dno”.

System podpowiedzi był standardowy, informacje pokazywały się na ekranie poprzedzone dźwiękiem dzwonów kościelnych. Nowością był fakt, że podpowiedzi miały również formę graficzną (zdjęcie mające naprowadzić na właściwy trop).

Personel był bardzo pomocny, zwłaszcza w podpowiedziach (dobrze mówili po angielsku, co nie jest takie oczywiste we Włoszech). Miejsce bardzo klimatyczne, można było odnaleźć sporo nawiązań do znanej książki Dana Browna (ale jej znajomość nie jest absolutnie konieczna).

Pokój polecamy dla grup 4-5 osób lub mniejszych grup z pewnym doświadczeniem w ucieczkach.

Po wyjściu z pokoju byliśmy bardzo zadowoleni, rozwiązanie szeregu zagadek dostarczyło nam ogromnej satysfakcji i dużą porcję pozytywnej energii.



PIŁA



Piła w escapehouse.pl to kolejna pozycja na naszej liście pokojów zagadek. 

Choć może w tym wypadku określenie „kolejna” nie jest do końca trafione. Dlaczego? Ponieważ wybierając się do tego pokoju wkracza się w precyzyjnie zaprojektowany świat Pana Zagadki, który oczywiście bazuje na rozpracowywaniu łamigłówek, ale stanowczo nie tylko o to w tym wszystkim chodzi. 

Wykracza się więc tutaj nieco poza strefę swojego komfortu, a wraz z zamknięciem się drzwi, okazuje się, że otoczenie nie tylko prowokuje do szukania podpowiedzi, a również dzieli, intryguje, a w swej pozornej prostocie, wcale nie ułatwia walki z nieubłagalnie upływającym czasem.

Czego więc można spodziewać się po Pile? Zaskoczenia, niepokoju budującego pozytywne napięcie, konieczności współpracy zespołowej,  niestandardowego układu, a wreszcie zwrotów akcji, których sami jesteśmy autorami.

Jeśli chodzi o same zagadki – nie znajdziemy tu typowych łamigłówek, tu bardziej chodzi o zespół, umiejętność dostrzegania szczegółów,  otwartość  na to, co czasem trudne do ocenienia na pierwszy rzut oka. Pan Zagadka, który uparcie towarzyszy graczom od samego początku zabawy i nie daje o sobie zapomnieć ani na chwilę, na różne sposoby pokazuje, że jesteśmy tu tylko gośćmi i to gośćmi, którym jedyne co pozostało, to uciekać.

Obsługa escapehouse.pl zalicza się do tego typu, z którym można porozmawiać, wymienić opinie i nie mieć poczucia wymuszonej uprzejmości.

Piłę polecamy grupom do 5 osób, na każdym poziomie zaznajomienia z Escape Roomami. Ponieważ nie jest to pokój, w którym przydaje się przede wszystkim doświadczenie i znajomość pewnych mechanizmów – zaawansowani gracze będą mieli okazję się zmierzyć z odmiennym i ciekawym światem, a początkujący – poznają typ pokoju, jakich powinno być stanowczo więcej w Warszawie.

Czy polecamy? Tak! I to BARDZO TAK! Minęło już parę godzin od powrotu, a my nadal czujemy tą specyficzną atmosferę. Tak więc jeśli macie czas – nie zwlekajcie. Bierzcie znajomych i rezerwujcie wizytę na Łopuszańskiej 53.

Pamiętajcie tylko, że nigdy nie ma pewności, czy ufa się właściwej osobie.

Do you wanna play a game?

Do góry


CHATA WIEDŹMY



Chata wiedźmy w Escape Room Majdańska 18 jest jednym z tych pokoi, który polecają nie tylko klienci, ale i… sama konkurencja. 

Mimo, że na Grochowie, a więc nieco na uboczu w porównaniu z innymi miejscówkami, już na wstępie mówimy otwarcie i jednomyślnie – dłuższa droga w to miejsce nie ma prawa być żadną przeszkodą. 

Do Chaty przyjechaliśmy pewnego czwartkowego popołudnia. Już na wstępie przywitał nas właściciel, który okazał się być osobą przemiłą, ciepłą, rozmowną, dzięki któremu klient czuje się, jakby przyszedł do dawno nie widzianego kolegi, z którym jest dużo tematów do nadrobienia.

Po krótkiej rozmowie, zostaliśmy więc wprowadzeni w historię pokoju… znaleźliśmy się  w lesie, zaczął zapadać zmrok i jedyne miejsce, w którym moglibyśmy doczekać do poranka, to chatka wiedźmy po środku niczego.

Wejść czy uciekać? A może dać sobie godzinę na podjęcie decyzji? Stanowczo trzecie rozwiązanie przyciągnęło nas ze znaną nam mocą, gdy pojawia się na horyzoncie kolejne wyzwanie. 

Przekroczyliśmy zatem kolejny próg pokoju zagadek. Gdy otworzyliśmy oczy, okazało się, że naprawdę znaleźliśmy się przed domem wiedźmy, która w każdej chwili mogła wrócić. 

Kiedy? Tego nie wiedział nikt. Otoczenie, w jakim się byliśmy,  było dopracowane w swoich szczegółach, klimatyczne, pomysłowe i gdyby nie to, że chwilę wcześniej przemierzaliśmy ulice Warszawy, moglibyśmy mieć wątpliwości, czy na pewno jakaś siła nie przeniosła nas na odludzie.

Kiedy przystąpiliśmy do przeszukiwania pokoju, zauważyliśmy, że jego kategoria „dla początkujących”, jaką opatrzony jest w Internecie, nie ma nic wspólnego ze stanem faktycznym. 

Zagadki okazały się chwilami skomplikowane, czasem logiczne, czy testujące spostrzegawczość. Krążyliśmy po pokoju, zaglądając w zakamarki izby starej wiedźmy i poszukując odpowiedzi na pytanie – jak się stamtąd wydostać? 

Pokój parokrotnie nas zaskoczył, otworzył się przed nami, ukazując coraz to nowe oblicza. Nie narzekaliśmy na nudę, wprost przeciwnie – walczyliśmy z czasem i wertując tajemne księgi – zagłębialiśmy się w świat magii. 

Zagadki w Chacie Wiedźmy nie należą do najłatwiejszych, a może inaczej – czasem warto na chwilę się zatrzymać i pomyśleć, czy rozwiązanie, na którym z uporem się fiksujemy, faktycznie jest tym właściwym.

Polecamy grupom z pewną wiedzą, ale nie większym niż 3 osoby. Taka liczba jest wystarczająca, by każdy miał co robić. 

Właściciel Escape Room Majdańska 18 pracuje nad kolejnymi dwoma pokojami. My wrócimy na pewno, by sprawdzić czy wysoko zawieszona poprzeczka  nadal jest na tym poziomie.

No, ale w naszym przypadku to będzie już druga wizyta… czas na Wasz krok… wiedźma nie ma całej wieczności.




Kliknij obrazek, aby przeczytać zaklęcie!

Owoc niecnych eksperymentów złej wiedźmy ;-)

Dnia 17 września 2016r. druga część ESC Team Polska zgubiła się w lesie i trafiła do chaty wiedźmy. 

Zachęceni bardzo pozytywną opinią pozostałych członków ESC Team Polska zdecydowaliśmy się odwiedzić ten escape room oraz podzielić się wrażeniami.

Pokój na pewno należy pochwalić za wystrój i klimat, widać jak wiele pracy włożono w jego przygotowanie. Nie chcemy wyjawiać szczegółów, ale pokój faktycznie wygląda jak chata wiedźmy, co widać nawet w najdrobniejszych szczegółach i detalach. Człowiek co chwilę ogląda się za siebie czy tuż za nim nie stoi "gospodyni domu". Z nastrojem pokoju wiąże się pewna kwestia - jest tam dość ciemno. Osoby o niezbyt dobrym wzroku mogą mieć problemy z odnalezieniem bądź odczytaniem niektórych wskazówek, dlatego warto zabrać ze sobą dodatkową parę oczu (czyli osobę o sokolim wzroku, albo przynajmniej dobrym).

Zagadki były różnorodne, w naszym odczuciu bardziej na spostrzegawczość, aczkolwiek nie zabrakło takich, gdzie należało trochę pokombinować. Pokój zdecydowanie dla osób bardziej doświadczonych, aczkolwiek UWAGA! Niektóre przyzwyczajenia wyniesione z poprzednich pokojów ucieczek mogą obrócić się na naszą niekorzyść... właśnie dlatego złapała nas zła wiedźma i przeprowadziła na nas straszne magiczne eksperymenty (stąd nietypowy kolor skóry ;-) ).

System podpowiedzi był głosowy, czasem nie słychać było wyraźnie początku, zapewne równieź dlatego, że bądąc skupionym na rozwiązywaniu zagadek nie zwraca się uwagi na inne rzeczy w otoczeniu. Może jakiś sygnał dźwiękowy przed podpowiedzią?

Co do liczby osób w pokoju - pomimo informacji na lockme.pl, że Chata wiedźmy jest pokojem od 2 do 4 osób, grupy 5-osobowe rónież mogą brać udział w zabawie. I nie powinny narzekać na nudę :-).

Czy polecamy ten escape room? Tak, na pewno tak, jest bardzo ciekawy i klimatyczny, dostarczający wielu wrażeń i pozytywnie angażujący komórki mózgowe. 

Kiedy Escape Room Majdańska 18 przygotuje inne pokoje na pewno będziemy chcieli je zwiedzić.


Do góry

KLAUN W KRZYWYM ZWIERCIADLE





"Klaun w krzywym zwierciadle" to propozycja #FunEscape dla par lub nieco mniejszych grup. Według informacji na Lockme jest to pokój dla maksymalnie trzech osób i chyba można się zgodzić z tym twierdzeniem (choć w #FunEscape mówią, że i 4 dadzą radę - ale wtedy byłoby już lekko ciasnawo).

#FunEscape to miejsce, gdzie można znaleźć wiele pokojów, niedługo mają też być otwarte nowe. Warto zauważyć, że miejsce to nie znajduje się w centrum miasta, jak większość escape roomów, ale na Dolnym Mokotowie, niedaleko Sadyby Best Mall.

Po przybyciu na miejsce dowiedzieliśmy się, że jest to najtrudniejszy pokój w ofercie. Ostrzeżono nas też, że jest on często wybierany przez pary (z uwagi na niewielkie rozmiary), w których prowokuje on kłótnie. Ale co to dla nas...

Po krótkim wprowadzeniu weszliśmy do pokoju, a właściwie do małego korytarzyka... Po obejrzeniu krótkiego filmiku wprowadzającego zaczęła się nasza przygoda.

Przyznać trzeba, że ucieczka przed złymi klaunami nie było łatwa. Zadania wymagały użycia szarych komórek oraz spostrzegawczości. Zauważyć należy, że pokój nie był ciemny. Jest to ogromny plus. W naszym odczuciu bardzo frustrujące jest, kiedy zagadki polegają na odnalezieniu małych szczegółów w pokoju, gdzie poziom światła jest niski. Na szczęście w przypadku tego pokoju nie było to problemem, tutaj należało myśleć, kombinować i dopasowywać do siebie różne elementy. Jeżeli już coś było ukryte to było to zrobione w taki sposób, że odnalezienie danej rzeczy nie wymagało sokolego wzroku.

System podpowiedzi był standardowy - ekran, na którym pokazywała się informacja pomagająca rozwiązać zagadkę, przed informacją sygnał dźwiękowy. Kilka razy musieliśmy skorzystać z podpowiedzi, ponieważ niektóre zagadki nie należały do łatwych.

Wystrój pokoju odpowiadał jego charakterowi, miejsce wyglądało faktycznie tak, jak pokój gdzie przed chwilą przebywali klauni i to bynajmniej nie radosne, tylko złowieszcze istoty. Tuż po wprowadzeniu ma się wrażenie, że przeszło się na drugą stronę lustra. Można tylko mieć nadzieję, że miejsce to nie przyśni się w nocy (pokój nie jest raczej odpowiedni dla osób cierpiących na koulrofobię ;-) ).

Pokój można polecić dla par lub niedużych grup przyjaciół, którzy mają już jakieś doświadczenie w escape roomach. Na pewno będą pozytywnie zaskoczeni.

#FunEscape to miejsce, które na pewno warto odwiedzić na ucieczkowej mapie Warszawy i my też tam jeszcze wrócimy, tym razem w pełnym składzie. Inne pokoje, z których można uciec czekają...

Do góry

POGRZEBANI






#Pogrzebani…. Pochowani…czy jak kto woli po prostu zamknięci w skrzyniach.

Do #ShowEscape wybraliśmy się w nieco mniejszym składzie, ponieważ gra przeznaczona jest dla góra dwóch osób. Jednak jeśli ktoś zdecydowałby się pójść sam – również jest taka możliwość.

Miejscówka to piwnica starej kamienicy, więc już na wejściu czuje się ten specyficzny klimat zbliżającej się przygody innej, niż pozostałe.  

Zaraz po przyjściu do #ShowEscape obsługa zaprowadziła nas do naszego pomieszczenia, w którym mieliśmy spędzić najbliższe 60 minut.  Pierwsze wrażenie? Mrok. W zasadzie nie widzieliśmy nic, poza oczekującymi na nas trumnami, w których, po krótkiej instrukcji, zostaliśmy zamknięci. Wrażenie? Specyficzne. Jeśli macie w pamięci pokoje, w których jako grupa poszukujecie kłódek, zagadek i kodów – nic z tego. Nie tym razem. 

Zagadka w Pogrzebanych jest jedną dużą łamigłówką, która zbliża nas do złamania kodu do wyjścia. Nie ma więc tu różnych wątków, czy zakamarków. Teoretycznie… i praktycznie – wszystko, czego potrzebujecie macie obok siebie, lub…w trumnie Waszego towarzysza przygody. Oczywiście gracze przez cały czas mogą, a wręcz muszą, ze sobą rozmawiać – bez współpracy, szczegółowych opisów tego co się widzi i własnej spostrzegawczości – nie ruszy się nawet z miejsca. A czas ucieka… i to w coraz szybszym tempie im bliżej mamy do 60.minuty.

Walczyliśmy dzielnie, ale na ostatniej prostej zgubiliśmy na przy jednej zagadce, której rozwiązanie byłoby łatwiejsze, gdybyśmy wgłębili się wcześniej w świat Masonów lub posłużyli się prostym manewrem, który naprowadziłby nas na rozwiązanie. Niestety nie tym razem. 

Jedna cyfra i byśmy byli wolni. Niedosyt pozostaje. Ale czy wpływa na ogólny odbiór pokoju? W żadnym wypadku nie!!!! Wprost przeciwnie – chciałoby się wrócić i raz jeszcze zmierzyć z zadaniem, tym razem mając nadzieję na sukces.

Komu polecamy? Stanowczo doświadczonym graczom. Mimo, że jedna zagadka, a podpowiedzi w zasięgu ręki – jej poziom jest bardzo wysoki, a zawiłość – naprawdę dla osób mających już wyobrażenie o świecie escape roomów i logiki, jakimi się posługują.

Zapewne niejedna osoba zastanawia się również nad samymi trumnami. Tu możemy uspokoić. Są przestronne, ale luksusów się tam nie spodziewajcie. Jeśli lubicie mieć głowę nieco wyżej – sugerujemy wziąć ze sobą jakiś sweter, który będzie można sobie podłożyć.

Zatem jeśli macie w sobie wolę walki w niestandardowych warunkach i jednocześnie chcecie się przekonać jak dobrze rozumiecie się z osobą Wam towarzyszącą – rezerwujcie wizytę już dziś i zagrajcie z czasem o własną wolność☺.

Jeśli jednak nie uda się Wam wyjść – na koniec obsługa opisze całe zadanie, opowiadając jak powinno być one rozwiązane, co rozjaśnia z miejsca całą zagadkę.

Jedna uwaga – kamienicę zamieszkują dość nerwowi sąsiedzi, więc wchodząc na klatkę – zachowajcie ciszę☺.

KOMNATA TAJEMNIC





@komnatatajemnicmoszna zaskoczyła nas parokrotnie. Co więcej – za każdym razem niezwykle pozytywnie. Zatem co tam tak specjalnego?

Zacznijmy od tego, że o pokoju dowiedzieliśmy się pewnego majowego popołudnia, które spędzaliśmy w zamku w Mosznej. Escape room w zamku? Brzmi dość nieprawdopodobnie, a jednak!
Zwabieni więc wizją nowego doświadczenia, zarezerwowaliśmy termin i czekaliśmy na wizytę.

No i właśnie – pierwsza niespodzianka – w umówionym miejscu nie czekał na nas nikt ze standardowej obsługi, a Klucznik rodem z „Alicji w krainie czarów”, który zabrał nas do komnaty. Tu po krótkim wprowadzeniu zostaliśmy zamknięci na 60 minut w całkowicie odrealnionej komnacie.

Pokój okazał się dopracowany w każdym calu. Jeśli ktoś lubi klimat tajemniczości, graniczący z bajkową rzeczywistością, zapożyczoną z wyjątkowo rozwiniętej wyobraźni – to jest obowiązkowy punkt na jego escape roomowej liście. Wystarczy wspomnieć chociażby podłogę, która płatała figle naszym błędnikom, porośnięte mchem meble, wyrastające znikąd muchomory, czy stare kufry, by już wiedzieć, że wkraczając do Komnaty Tajemnic – mamy niepowtarzalną okazję do ucieczki od  szarej codzienności. W pokoju czekały na nas zagadki przeróżnych rodzajów – przydała się więc umiejętność czytania znaków, znajomość kłódek, kojarzenie faktów, czy wnikliwość w obserwowanych fragmentach pokoju.

Byliśmy we trójkę i uważamy, że jest to wystarczając ilość osób, jakie mogą odwiedzić to miejsce, gdyż większa grupa by raczej sobie przeszkadzała.

Rozwiązując kolejne zagadki coraz mocniej wczuwaliśmy się w klimat tego pokoju i tym bardziej szkoda nam było go opuszczać, gdy ostatecznie znaleźliśmy rozwiązanie, która sprawiło, że Klucznik zdecydował się otworzyć nam drzwi.

I tu kolejne zaskoczenie – przygoda nie kończyła się wraz z ostatnią odpowiedzią, a prowadziła nas po korytarzach zamku, w miejsce, które skrywało przed nami kolejną tajemnicę. I gdy tam dotarliśmy, myśląc, że jest to wisienka na torcie, okazało się, że nic z tego – przygoda trwała dalej. Nie zdradzimy za dużo, bo mamy nadzieję, że ten, kto zdecyduje się tam wybrać – sam się przekona jak bardzo zaangażowani w tworzenie pokoju byli jego twórcy, którym gratulujemy świetnego przygotowania każdego detalu.

Polecamy każdemu, kto jest otwarty na świat dalece nierzeczywisty, z wielką mocą przyciągający do swego wnętrza.



POWRÓT DO PRZYSZŁOŚCI



Ręka do góry, kto nie widział, lub choć nie słyszał o filmie „Powrót do przyszłości”? Myślimy, że przygody Doktorka i jego przyjaciela Martiego McFly przynajmniej raz obiły się o uszy każdemu z nas.

A skoro temat znany, skoro nasze pokolenie śledziło ten, wydawać by się mogło, futurystyczny obrazek, od czasów przedszkolnych – szkoda by nie było pójść tam, gdzie czas znów płata figle i można poczuć się jak Marty, starający się odnaleźć Doktorka.



W #domzagadek była to nasza druga wizyta i znów zaliczona do udanych. Lokalizacja przy Nowym Mieście w Warszawie jest strzałem w 10 jeśli chcecie wizytę w escape roomie  połączyć z miłym spędzeniem czasu w pobliskiej knajpce, czy na spacerze.

A przechodząc do samego pokoju – utrzymany w klimacie filmu, z bardzo wyraźnym odwołaniem do fabuły. Cel? Ustalić datę, pod którą może ukrywać się Doktorek.  Podpowiedzi, na jakie się natykaliśmy, były jasne i raczej proste. To jedno z tych miejsc, w których umiejętność kojarzenia faktów gwarantuje już połowę sukcesu. Rekwizyty, czasem bardzo old schoolowe, sprawiały, że świetnie się bawiliśmy wspominając czasy sięgające na długo przed iPhony, stałe łącza i rozdzielczość ekranów z milionami pikseli.



Polecamy każdemu. Pokój nie należy do trudnych, więc bez problemu mogą go odwiedzić również osoby, które dopiero zaczynają swoją przygodę z escape roomami. My czujemy pewien niedosyt, gdyż chętnie spędzilibyśmy tam więcej czasu, niż ten, jaki był nam potrzebny na wydostanie się do naszej rzeczywistości.

Nasza sugestia – przypomnijcie sobie fabułę filmu przed odwiedzeniem pokoju, bo szczególnie przy jednej zagadce, może to zaoszczędzić Wam sporo czasu.

Gotowi na odnalezienie roztargnionego Doktorka?


PRZYGODA NA DNIE OCEANU




Nie zważając na przesądy związane z 13-stką, właśnie tego październikowego dnia wybraliśmy się do Przygody na dnie oceanu w #funescape.warszawa. Pokój zlokalizowany jest w wygodnym do dojechania miejscu, bo na przeciwko Sadyba Best Mall. Jakkolwiek to centrum zagadek istnieje krótko, to już liczy sobie 6 pokoi, a w planach jest otwarcie kolejnych dwóch.  My wybraliśmy wycieczkę łodzią podwodną, która z niewyjaśnionych przyczyn, nasze wymarzone wakacje w tropikach miała zamienić w walkę o przetrwanie.

Przemiły pan Paweł z obsługi już na początku wprowadził nas w klimat czekającej nasz przygody, po czym zostaliśmy wprowadzeni do naszej łodzi, która dawała nam tylko i aż 60 minut do całkowitego zatonięcia.

Wrażenia? Pokój, a w zasadzie jego kolejne pomieszczenia, pozytywnie zaskoczył nas precyzją wykonania, klimatycznością i…wysokim poziomem zagadek. Z jednej strony mieliśmy masę rekwizytów, znaków i wydawać by się mogło, że pójdzie jak z płatka, a tymczasem – nadal byliśmy w punkcie początkowym, szukając czegokolwiek, co wskaże nam chociaż jedną odpowiedź. Z biegiem czasu jednak coraz więcej elementów stawało się jasnych, a droga, którą prowadziły nas podpowiedzi była logiczna i intensywna jednocześnie. Kiedy czas zdawał się przyspieszać z każdą kolejną minutą, my przeczesywaliśmy wnętrze łodzi, które na żadnym swoim etapie nie traciło na klimatyczności. Znalazły się tu więc i klasyczne element łodzi podwodnej, mapy, koła ratunkowe, czy radary (Jeżeli już ktoś chciałby na siłę do czegoś przyczepić, to jeden z rekwizytów – pianka nurkowa, jest zbyt gruby jak na tropikalne klimaty, w których dzieje się przygoda. Taka pianka lepiej nadaje się do nurkowania w polskich, zimnych wodach. Oczywiście nie ma to żadnego znaczenia ani wpływu na przebieg rozgrywki i zapewne prawie nikt nie zwróci na to uwagi.  Świadczy tylko o tym, jak ogromną uwagę do detali przykłada #funescape).

Nie zabrakło również elementów zaskoczenia, które sprawiły, że niektórzy przypadkiem musieli wpaść sobie w ramiona ;-) .

Pokój polecamy osobom, które już odwiedziły parę escape roomów i wiedzą, gdzie szukać, by znaleźć wskazówkę, lubią zróżnicowane łamigłówki, a także…bieganie po schodach ;-).

Do pozytywów należy zaliczyć oświetlenie pokoju. Jest klimatyczne, a przy tym jest tam na tyle jasno, że nie ma problemu z dostrzeżeniem szczegółów. Jest to jeden z niewielu odwiedzonych przeze mnie pokojów, gdzie mogłem osobiście pobawić się w otwieranie kłódki, mogłem bowiem zobaczyć liczby na niej. Jak dla mnie OGROMNY plus.

Nam udało się uciec w ostatnich minutach, a Wam jak pójdzie?

Do góry


GROBOWIEC SMOKA





Początek listopada to szansa na kolejne wyzwanie, jakim okazał się pokój Grobowiec Smoka w #Escapers.  Zachęceni pierwszym odwiedzonym tu pokojem, kolejnemu wyzwaniu postawiliśmy wysoko poprzeczkę. Wysoko i jak się okazało – całkiem słusznie, bo egzamin zdał celująco!

Nie sposób w tym miejscu nie powiedzieć dużego „dziękujemy” dla obsługi tego miejsca, która chętnie rozmawia z gośćmi, dzieli się doświadczeniami z  innych pokoi, a także czujnie towarzyszy odwiedzającym na każdym kroku.

Gotowi na nową przygodę przekroczyliśmy próg pokoju i tu od razu bardzo pozytywne zaskoczenie – z miejsca znaleźliśmy się w innym świecie, który łączył ze sobą wyspę, porzuconą chatę, a także tajemne korytarze do smoczego świata. 

Poszukując kolejnych podpowiedzi, zagłębialiśmy się coraz bardziej w panującą atmosferę, a także w dość niestandardowych zagadkach. Rozwiązania nas pozytywnie zaskakiwały, bo zdecydowanie nie chodzi tu tylko o kłódki (a jedna z niewielu, jakie tam były, okazała się być dla nas nowością), ale także o pracę w zespole, trochę kombinowania, walkę z żywiołami i skojarzenia. 

Odnajdą się więc zarówno ci, którzy lubią poszukiwać, liczyć, czy kojarzyć porozrzucane wskazówki.

Polecamy grupom do 5 osób, z pewnym doświadczeniem. Oczywiście grupy z krótkim stażem w odwiedzaniu pokoi zagadek również mogą z powodzeniem podjąć próbę ucieczki, ale liczyć muszą się z większą ilością podpowiedzi.

Jednym słowem – warto. I korzystając z tej rady – zarezerwujcie wizytę w pokoju już dziś.

Do góry


OCEANS II





Nie raz spotykamy się z sytuacją, w której wychodzimy z pokoju po 60 minutach i … no właśnie… czujemy, że jeszcze mamy sporo sił na kolejne wyzwania, ale z reguły już nie ma możliwości wejścia  bez rezerwacji do kolejnego pokoju. W  #showescape spotkała nas miła odmiana. Otóż twórcy pomyśleli również i o takich zapaleńcach  jak my. Można więc tutaj zarezerwować wizytę w dwóch pokojach jednocześnie, na co ma się 2 godziny i nie trzeba przerywać gry, by przedostać się do drugiego pomieszczenia. Zabawa trwa więc nieprzerwanie od wejścia i jedyną zmianą w pewnym momencie jest inny klimat zagadek.

Nasza przygoda zaczęła się od pokoju #ShowShank, w którym mogliśmy zadecydować czy stawiamy na prostszą czy trudniejszą wersję. Świetny pomysł twórców, bo dzięki temu pokój ten jest propozycją zarówno dla grup mniej jak i bardziej zaawansowanych. Minimalistyczny wystrój więzienia, do którego trafiliśmy, wydał się być czymś nowym i zachęcającym jednocześnie. Półmrok, kraty i nasza grupa podzielona tak, że bez współpracy, żadne z nas nie ruszyłoby z miejsca, sprawiły, że duch walki wstąpił w nas z podwójną siłą. Zagadki okazały się dość trudne, chwilami wymagające dobrego wzroku, czasami – chwili pokombinowania. Czas nas gonił, a my nadal byliśmy więźniami, którzy musieli jak najszybciej uciekać z tymczasowego aresztu. Na wyjście potrzebowaliśmy całego przysługującego nam czasu, ale tu zadanie nie kończyło się… 

kolejne czekało na nas schowane za drzwiami, do których dostępu strzegł kod, jaki musieliśmy złamać. Kiedy się udało – przenieśliśmy się do świata #RóżowejPantery.  Świecidełka, muzyka i…łamigłówki lingwistyczne miały więc zająć naszą koleją godzinę. Przyszło nam się tu zmierzyć z zadaniami zręcznościowymi, klimatem detektywistycznym, kodami i zadaniem– ukraść diament, zanim przyjedzie policja. Idealnie bez aktywowania alarmu. Walczyliśmy dzielnie i choć alarm włączyliśmy mimo starań – diament był nasz,  ale znalezienie drogi do ucieczki zajęło nam chwilę, gdyż jak się okazało  to, co łatwe do znalezienia, nie zawsze jest najbardziej oczywiste.

Pokoje polecamy grupom średnio – zaawansowanym, do 5 osób, zgranym, którym różnorodne zagadki nie są obce. Fakt połączenia pokoi jest dodatkową zaletą dla tych, dla których 60 minut to za krótko.  

Jedno jest pewne - zmieniający się klimat stoi na straży, by nuda nie wkradła na żadnym etapie gry. 



OPUSZCZONY HOTEL



Tym razem progi #escapers otworzyły przed nami pokój o nazwie Opuszczony Hotel. Motyw? Postawieni wobec konieczności spędzenia pewnej deszczowej nocy w przydrożnym hotelu, wpadamy w pułapkę, jaką okazuje się to miejsce. Czas? 60 minut na wydostanie się z feralnego miejsca.

Zatem podjęliśmy wyzwanie zaraz po przekroczeniu progu.

Pokój przywitał nas klimatem starego hotelu, rodem z lat 20-tych, z klimatycznymi drzwiami, starą recepcją z gablotką na klucze i odgłosem szalejącej burzy na zewnątrz.  Z miejsca +10 do atmosfery! Będąc w 5 osób, z pełną stanowczością możemy stwierdzić, że jest to odpowiednia wielkość grupy, dzięki której można odnaleźć większość wskazówek.

Same zagadki dalekie były od standardowych kłódek – spostrzegawczość, logiczne myślenie i współpraca okazały się kluczem do sukcesu. Przemierzając kolejne zakamarki pokoju, zapraszani byliśmy do nowych form zagadek. Ich ilość oraz zróżnicowanie nie pozwoliły nam się nudzić, bo kiedy część z nas rozpracowywała jedno zadanie – druga mogła główkować nad innym. Nie wszystko było łatwe i oczywiste, pojawiła się także zagadka, którą rozwiązaliśmy, co by dużo mówić, dzięki przypadkowi, co ponoć spotyka większość grup. Czy były momenty przestoju? Tak. Ale wtedy super ekipa #escapers przychodziła z pomocą, udzielaną w stylu pasującym do ogólnego klimatu.

Pokój oceniamy jako średnio – trudny, odpowiedni dla zgranych grup, które lubią zadania związane ze spostrzegawczością, klimatyczne pomieszczenia i 60 minut dobrej zabawy.

#escapers nie ustają w staraniach i planują otwarcie kolejnych pokoi.  Nie wątpimy, że na równie wysokim poziomie.


Powiemy jedno – przekonajcie się sami jak ciekawe są już istniejące escape roomy już teraz, bo niezależnie od tego, czy będziecie uciekać z opuszczonego hotelu, czy przemierzać grobowiec smoka – dobra zabawa jest w pakiecie i macie na nią pełną gwarancję twórców pokoi, a także naszą!




NAPAD NA BANK




#akcjaewakuacja to miejsce w Śródmieściu, przy ulicy Nowolipki (stan na sierpień 2019r. - Bitwy Warszawskiej 1920 nr 53). Temat – napad na bank. Zadanie – włamać się do skarbca i ukraść pieniądze, zanim złapie nas policja.


Przed wejściem do pokoju gracze na wstępie oglądają filmik wprowadzający w tematykę, który daje przedsmak czekającego zadania. 

Po wejściu do środka natykamy się na siatkę laserów pod przeróżnymi kątami  i na różnych wysokościach. Jest to niewątpliwą odmianą w świecie pokoi zagadek, gdyż nie chodzi tu tylko o rozwiązywanie zadań, ale też o sprawność i precyzję. 

Zadania nie należą do trudnych, przez co odnajdą się tu grupy na każdym poziomie zaawansowania. Tutaj atutem jest oryginalność. Jeśli tego właśnie szukacie – ten pokój jest dla Was. 

My byliśmy, wynieśliśmy pieniądze w przewidzianym czasie i polecamy z czystym sumieniem.

Pokój zdecydowanie dla grup do 3 osób. Jedna uwaga – warto ubrać się wygodnie, zapominając na tą godzinę o wszelkich szerokich ubraniach i obcasach. Dlaczego? Dowiecie się po wejściu! 

Do góry


TESTAMENT



Do #domkluczy wybraliśmy się z wizytą do gabinetu zmarłego wuja Mordechaja, którego testament musieliśmy znaleźć zanim pojawi się reszta rodziny.

Na wstępie powitał nas przemiły pan z obsługi – już wtedy wiedzieliśmy, że znaleźliśmy się w dobrych rękach. Co ważne – nasza przygoda w pokoju miała potrwać 90 minut, zamiast standardowych w innych pokojach 60 minut, co zdecydowanie przemawia na korzyść w poczuciu czasowego komfortu.

Pomieszczenie, do którego weszliśmy, stanowiło idealne odwzorowanie biura zamożnego człowieka, który stawiał na wysoką jakość wykończenia, ale także…pewną nutę tajemniczości, która towarzyszyła nam przy różnych zagadkach. Pokój wyposażony jest w kłódki, dużo kłódek, ale jeśli wydaje Wam się, że to jego minus – nic z tych rzeczy. Okazało się, że właściciel wyszukuje tak niespotykane ich wersje, że podróż przez zagadki staje się nie tylko ciekawą przygodą, ale również – fajną szansą, na poznanie zupełnie nowych rozwiązań. Mimo, że już parę pokoi za nami, ten naprawdę zaskoczył nas oryginalnością zamknięć. Ale oczywiście nie tylko o kłódki tu chodzi. W czasie poszukiwania podpowiedzi przyszło nam się zmierzyć również z łamigłówkami, sejfami, przeróżnymi książkami, a także zwykłą logiką. Same zagadki – jak najbardziej spójne ze sobą, mimo, że pozornie jest ich mało, bo 11, to zaangażowały naszą trójkę na pełne 85 minut.

Pokój pozostawił po sobie wrażenie naprawdę zrobionego z pomysłem, którego klimat bez reszty wciąga i spędzając tam czas ma się wrażenie, jakby wuj Mordechaj, mimo, że już nieobecny, cały czas obserwował każdy nasz krok.

Polecamy grupom do 5 osób, których doświadczenie już pozwala się swobodnie poruszać po pokojach zagadek, a także każdemu, kto jest ciekaw, jak pozornie zwykłe kłódki, w rzeczywistości potrafią zaskoczyć.


Twórcy pokoju planują otworzyć kolejny Escape Room – niestety data jeszcze nie jest znana, a szkoda, bo chętnie będziemy pierwszymi odwiedzającymi!

Do góry



CELA NR 4




„Raport z próby ucieczki grupy więźniów z Celi nr 4.

Dnia 9 marca 2017r. grupa pięciu groźnych przestępców podjęła nieudaną próbę ucieczki z podwójnej Celi nr 4.

Po przewiezieniu do aresztu więźniowie zostali zamknięci w dwóch takich samych celach (w jednej 2 osadzonych, w drugiej 3), skąd podjęli próbę ucieczki. Zostali jednak pokonani przez różnorodne zabezpieczenia przygotowane przez zapobiegliwą służbę więzienną.”

Właśnie tak mógłby wyglądać opis próby wyjścia z kolejnego escape roomu, jaki odwiedziła ESC Team Polska. Trzeba jednak przyznać, że był on zupełnie inny od wszystkich innych, jakie do tej pory odwiedziliśmy. 

Po podzieleniu się na dwie grupy (metodą losową) zostaliśmy zamknięci w dwóch identycznych celach, skąd musieliśmy uciec w 60 minut. Escape room ten był więc zrobiony w konwencji wyścigu, które mogą toczyć ze sobą dwie grupy znajomych. Jest to pomysł, którego nigdy wcześniej nie spotkaliśmy, i przyznać musimy, że został on zrealizowany doskonale. Miarą tego niech będzie fakt, że pomimo tego, że nie udało nam się uciec o czasie, po wyjściu wszyscy odczuwaliśmy ogromną satysfakcję. Warto zauważyć również, że grupa z jednej celi może śledzić postępy drugiej części drużyny, którzy zamknięci w drugim pomieszczeniu próbują rozwiązać te same zagadki.

Interesującym elementem zabawy jest możliwość „podłożenia świni” drugiej grupie, aczkolwiek nie jest to wielki, półtonowy knur, a raczej mały, słodki prosiaczek. Innymi słowy, można lekko utrudnić drugiej grupie wyjście z escape roomu, ale nie jest to duże utrudnienie. To nowy element, wprowadzający ożywczy powiew do tematu pokojów ucieczek, ale jeśli ktoś nie lubi współzawodnictwa nie powinien się przejmować, ponieważ element ten nie będzie utrudniał mu zabawy.

Zagadki były bardzo różnorodne, interesujące i ciekawie zaprojektowane. Miały dość wysoki poziom trudności, wymagały użycia szarych komórek, spostrzegawczości i łączenia ze sobą różnych elementów, a także odrobiny zręczności. Duża ilość problemów do rozwiązania dała każdej osobie możliwość włączenia się do zabawy. W pokoju było sporo różnych kłódek, ale był to tylko jeden z wielu elementów gry.

Wystrój pokoju odpowiadał konwencji więzienia i pozwalał się wczuć w nastrój. Wiele ciekawych elementów wystroju dało potem możliwość zrobienia interesującego zdjęcia na koniec. Warto zauważyć, że obsługa escape roomu podeszła do tematu profesjonalnie i zapewniła dodatkowe oświetlenie, co pozwoliło na zrobienie dobrej jakości zdjęcia (jak na możliwości telefonu komórkowego).

Warto zwrócić uwagę, że pokój ten można też rozwiązać w „klasyczny” sposób, bez elementu wyścigu. Warto chyba jednak dopłacić do opcji ścigania się (jako, że de facto zajmuje się wtedy 2 pokoje jest to droższy wariant), gdyż element ten nadaje zabawie zupełnie innego wymiaru.

Pokój ten można polecić grupom, które mają już pewne doświadczenie, ponieważ zagadki są liczne i niełatwe, ale każdy znajdzie tam coś dla siebie. My bawiliśmy się doskonale i z całego serca możemy polecić ten escape room. 

Do góry



PRZEKLĘTA TAWERNA

Piętnastu chłopa na "Umrzyka Skrzyni"
Jo ho ho! I butelka rumu.
Piją na umór! Resztę czart uczyni!
Jo ho ho! I butelka rumu.




Takie właśnie przyśpiewki brzmiały w portowych tawernach, gdzie piraci snuli opowieści o zdobytych fortunach i ukrytych skarbach. ESC Team Polska przeniosła się do takiej właśnie tawerny, aby odkryć skarb piratów.

Podczas zwiedzania Włocławka odwiedziliśmy escape room „Przeklęta Tawerna” prowadzony przez BlackOut. Po wejściu do środka znaleźliśmy się w pomieszczeniu, które faktycznie wyglądało jak dawna piracka tawerna. Widać, że właściciele włożyli sporo pracy w wystrój tego miejsca. Pozwala to doskonale wczuć się w klimat i „przenieść” w tamte czasy. A tawerna to dopiero początek drogi…

Zagadki były różnorodne, pasowały do klimatu pokoju, wymagały zarówno spostrzegawczości, logicznego myślenia i łączenia ze sobą różnych elementów. Nie były zbyt trudne, chociaż niektóre elementy były ukryte w dość przemyślny sposób. To duży plus, widać, że pokój ten jest przemyślany i poświęcono dużo wysiłku w jego przygotowanie. Spotkaliśmy też nieznany nam wcześniej rodzaj kłódki.

Należy zauważyć, że w pokoju nie ma ekranu ani innego urządzenia odmierzającego czas. Przed wejściem do środka otrzymaliśmy krótkofalówkę, przez którą mogliśmy otrzymać podpowiedzi, a co 15 minut dostawaliśmy informację, ile jeszcze czasu pozostało. Po wyjściu z pokoju dowiedzieliśmy się, że niedługo problem ten zostanie rozwiązany. W pokoju umieszczona zostanie klepsydra, która będzie odmierzać pozostały do końca zabawy czas. 

Pokój ten zdecydowanie ma w sobie „to coś”, co powoduje, że po wyjściu odczuwa się ogromną satysfakcję. Polecamy go grupom, które zaczynają przygodę z escape roomami (ale nawet osoby bardziej zaawansowane w „sztuce ucieczki” odnajdą tam ciekawe dla nich elementy) oraz tym, które cenią sobie wystrój i klimat pokoju. 

Należy dodać, że cena pokoju zdecydowanie zachęca do jego odwiedzenia, a fakt, że w okolicy bez problemu można znaleźć miejsce do parkowania jest również dużym plusem.



OPĘTANIE




Płocka Tkalnia Zagadek to miejsce, gdzie ESC Team Polska przeniosła się do brazylijskiej wioski, w której musiała odprawić starożytny rytuał, aby uwolnić uwięzioną duszę.

Pokój znajduje się nieopodal rynku, jest to więc bardzo dogodna lokalizacja. Warto zauważyć, że wchodzi się tam przez solarium.

Pokój, w którym się znaleźliśmy nie był może zbyt duży, ale ogromna liczba przedmiotów, zamków, kłódek i innych zagadek wypełniała przestrzeń i pozwoliła zanurzyć się w wykreowany świat pradawnych rytuałów.

Zagadki były trudne. Na początku trudno było się połapać od czego zacząć, a fakt, że dysponowaliśmy tylko dwiema podpowiedziami nie ułatwiał zadania.

W pokoju znajdowało się dużo skrzyń zamkniętych na kłódki (głównie szyfrowe, ale również na klucz, w tym jedna dość wredna, która wymagała „operacji na sercu”, aby ją otworzyć…), lecz otwarcie ich było dopiero początkiem zmagań. Należało liczyć, kojarzyć symbole, bardzo ważne było też dokładne czytanie wszystkich znalezionych informacji, aby rytuał mógł się dokonać.

Warto zauważyć, że w pokoju jest jasno, nie trzeba więc wytężać wzroku szukając niewielkich detali. Tutaj bardziej liczy się kombinowanie i myślenie.

Nie zaszkodzi, jeżeli chociaż jedna z osób w drużynie zna się na muzyce, co bardzo pomaga przy rozwiązaniu jednego z zadań. My, z naszym nadepniętym przez słonia słuchem, musieliśmy wykorzystać podpowiedź, inaczej nie bylibyśmy w stanie ruszyć dalej (wiedzieliśmy co należało zrobić i jak to wykorzystać, ale nasz niewybitny słuch muzyczny nie pozwolił nam na to).

Komunikacja z obsługą pokoju odbywała się przez dostarczoną na początku krótkofalówkę, tablet w rogu pokoju pokazywał (szybko) upływający czas.

Na wyjście z pokoju było tylko 45 minut, co przy wysokim poziomie trudności zadań jest bardzo małą ilością czasu. Dla grupy dwuosobowej to troszkę za mało, godzina byłaby optymalnym rozwiązaniem, większe grupy powinny się wyrobić, ponieważ część zadań można wykonywać równolegle.

Wyjście z pokoju (nawet po czasie) dostarcza dużej satysfakcji, głównie z uwagi na wysoki poziom trudności, ale również dlatego, że spotkaliśmy tutaj kilka nowych typów zagadek.


Pokój polecamy grupom doświadczonym, które odwiedziły już pewną liczbę pokojów, optymalna liczebność grupy to 4-5 osób.

Do góry


ŚWIĄTYNIA MAJÓW



W ostatnią sobotę kwietnia ESC Team Polska (i jeden członek honorowy) szukając zaginionych skarbów zgubiła się w południowoamerykańskiej dżungli. Nieustraszeni poszukiwacze zostali złapani przez tubylcze plemię, które uwięziło ich w świątyni, z której musieli uciec w ciągu 60 minut. W przeciwnym razie staliby się główną atrakcją wieczornej uczty (a biorąc pod uwagę, że owe plemię nie stroniło od jedzenia ludzkiego mięsa, nie było to najlepszą wiadomością dnia).

Pokój „Świątynia Majów” prowadzony przez EXCITE Escape Room znajduje się w podwarszawskim Piasecznie, niedaleko Auchan i serwisu Toyoty. Jest to bardzo dobra wiadomość, ponieważ oznacza to brak problemów z miejscami parkingowymi, co w przypadku pokojów położonych w centrum Warszawy jest często sporym utrudnieniem. Dojazd komunikacją miejską również nie stanowi problemu (przystanek Mysiadło).

Obsługa, jak zwykle w takich miejscach, bardzo kontaktowa i towarzyska. Pan, który nas obsługiwał wyjaśnił wszystkie zasady i przedstawił nam naszą historię, a jedna z osób stała się jeńcem. 

Pokój jest bardzo klimatyczny, rzeczywiście ma się poczucie przebywania w dżungli. Palmy, liany i pająki (duże) pozwalają na wczucie się w klimat. Jako że jest to dżungla jest tam dość ciemno, ale mnogość dostępnych przenośnych źródeł światła pozwala na bezproblemowe rozwiązywanie zagadek (to bardzo dobre rozwiązanie, które przypadło nam do gustu; ucieszyliśmy się, że możemy wszystko widzieć bez problemu). 

Zagadki były różnorodne, trochę kłódek, szyfrowych i na klucze, niektóre wymagały kombinowania, łączenia ze sobą różnych elementów, a znajomość podstaw matematyki i fizyki była również pomocna. Niektóre zadania wymagały współpracy, inne można było rozwiązać samodzielnie. Zagadki prowadziły po kolei do rozwiązania, ale każdy miał co robić i nie nudził się. Niektóre zadania udało się rozwiązać w nasz własny, autorski sposób ;-). Dżungla skrywa wiele tajemnic, a świątynia jeszcze więcej.

System podpowiedzi polegał na otrzymywaniu słownych informacji przez głośniki. W pokoju nie ma ekranu pokazującego upływający czas (no, ale skąd taki ekran mógłby się znaleźć w dżungli?). 

Drogi Czytelniku, jako że czytasz ten tekst, oznacza to, że udało nam się wydostać ze świątyni, a ludożercy musieli obejść się smakiem. 

Pokój ten polecamy grupom z pewnym doświadczeniem, zagadki w nim nie były wcale takie łatwe do rozwiązania. Jednakże osoby, które chciałyby spróbować swoich sił mogą to zrobić i na pewno się nie zawiodą. Po wyjściu odczuwa się ogromną satysfakcję z rozwiązania zagadek i ucieczki.

Do góry


KRAINA WIECZNYCH ŚNIEGÓW



Kraina wiecznych śniegów w Puzzles Escape, to kolejny punkt na naszej mapie odwiedzanych pokoi zagadek. Pokój umiejscowiony jest na Saskiej Kępie w cichej kamienicy, ale przy okazji blisko ulicy Francuskiej, dzięki czemu przed wizytą można spędzić  czas w jednej z licznych restauracji.

Obsługa w Puzzles Escape bardzo miło nas zaskoczyła – Pani była przesympatyczna, a widząc, że przyszliśmy do pokoju z dzieckiem – nie ograniczyła się tylko do udzielania nam wskazówek w czasie trwania gry, ale również zapewniła dziecku atrakcje w postaci łamigłówek dedykowanych tylko jemu. Wielki plus i przy okazji podziękowania.

Natomiast jeśli chodzi o sam pokój – według właścicieli dedykowany jest 4 – 9 osobom, według nas – 4-5 to ilość idealna. Zagadek jest bardzo dużo i  można je rozwiązywać równolegle, więc nie ma ryzyka, że ktoś będzie stał bezczynnie. Sam poziom zadań  zmusza do myślenia, liczenia, kojarzenia – nie ma chwil przestojów, ponieważ łatwo przechodzić od jednego do drugiego tematu, bez ryzyka, że utknie się  w martwym punkcie.

Wystrój pokoju spełnia swoją rolę – jak to w Krainie Wiecznych Śniegów – jest biało, ale nie sterylnie, jest klimatycznie, gustownie i przyjemnie. Pokój stanowi połączenie zimowo – świątecznej krainy, w której najzwyczajniej chce się być, a godzina mija zupełnie niepostrzeżenie.

Z pełnym przekonaniem polecamy to miejsce każdemu, kto ma ochotę na chwilę oderwania od rzeczywistości, szczególnie, gdy już ma pewnie doświadczenie w rozwiązywaniu zagadek  i kto lubi zadania nastawione na logikę.

Puzzles Escape to nie tylko Kraina Wiecznych Śniegów, ale również Indyjska Zagadka, do której z pewnością również się wybierzemy.

Do góry



KRYPTA



Dnia 2 czerwca 2017 roku ESC Team Polska zeszła do podziemi i została zamknięta w mrocznej krypcie. 

Pokój „Krypta” Escape Game znajduje się na warszawskiej starówce, niedaleko Placu Zamkowego. Do pokoju faktycznie schodzi się do piwnicy. W ruinach zamku znajduje się mroczna i pełna tajemnic krypta. Nagle okazuje się, że jakaś nieznana siła wciąga wszystkich do środka i zakuwa w kajdany… Nie ma co zwlekać, trzeba uciekać (ale najpierw zrzucić okowy ;-) ). 

Zagadki są różnego typu, sporo manualnych i wymagających współpracy, dzięki czemu świetnie się bawiliśmy . Nie zabrakło dziwnych mikstur, zakazanych ksiąg i odbicia w lustrze. Człowiek znajduje się w środku pomieszczenia a jednocześnie pod rozgwieżdżonym niebem.  Spotkanie z Czarnoksiężnikiem przyprawia o ciarki na plechach.

Na szczęście udało nam się rozwikłać tajemnicze zaklęcie, co pozwoliło nam wydostać się nim mroczne wrota zatrzasnęły się na zawsze (do następnej wizyty kolejnej grupy nieszczęsnych poszukiwaczy przygód).

Była to bardzo udana wyprawa. Pokój  „Krypta” wygląda jakby rzeczywiście odbywały się tam czary i tworzono magię. Panuje tam fajny klimat fantasy. Polecamy go zarówno dla początkujących jak i dla bardziej doświadczonych grup. Każdy znajdzie jakąś zagadkę dla siebie do rozwiązania.


Obsługa oczywiście bardzo sympatyczna i kontaktowa. Fajnym akcentem na koniec zabawy było wspólne zdjęcie z różnymi planszami z napisami , do wyboru do koloru (było ich mnóstwo). 

Zrobiliśmy sobie wiele śmiesznych zdjęć.



TAJEMNICE LEONARDA




Dnia trzeciego lipca, Roku Pańskiego 2017, ESC Team Polska przeniosła się w czasie aby odnaleźć zaginiony artefakt w pracowni Leonarda da Vinci. 

Jako oddział Iluminatów wsiedliśmy do wehikułu czasu i przenieśliśmy się w czasy Renesansu do pracowni Mistrza. Naszym celem było odnalezienie artefaktu, zanim pracownię przejmie spadkobierca Wielkiego Wynalazcy. Niepowodzenie spowodowałoby zmianę biegu historii, można więc powiedzieć, że motywacja by zwyciężyć, jest dość spora, kiedy potencjalnie zagrożone jest nasze własne istnienie.

Już od samego początku zabawy widać ogrom pracy, jaki ekipa Escapers włożyła w przygotowanie pokoju. Niesamowity klimat i dbałość o szczegóły stawiają „Tajemnice Leonarda” w ścisłej czołówce. Dużym plusem był nietypowy sposób, w jaki drużyna mogła sprawdzić uciekający czas. Zwykle w escape roomach znajdują się monitory odmierzające pozostałe minuty. Escapers nie poszło tą drogą (i słusznie, bo skąd ekran LCD mógłby znaleźć się w renesansowej pracowni? Ich rozwiązanie było zupełnie inne, podkreślające klimat całej przygody). Pokój naprawdę wygląda jak pracownia renesansowego wynalazcy! Mimo tego, że jest w nim ciemno (co w tym przypadku ma uzasadnienie fabularne) nie przeszkadza to w zabawie, każdy dostaje bowiem źródło światła.

Zagadki są różnorodne, należy dodać, że bardzo nastawione na współpracę. Należało wykazać się zręcznością, konieczne było też kombinowanie i łączenie różnych elementów. Mimo tego zagadki nie były trudne do rozwiązania, ale sposób ich wykonania dostarczał dużej satysfakcji przy rozwiązywaniu.

Pokój ten można polecić każdemu. Drużyny początkujące nie będą miały dużych problemów z rozwiązaniem zagadek (chociaż z perspektywy osób bez doświadczenia w uciekaniu może to wyglądać troszkę inaczej), zespoły bardziej zaawansowane docenią wystrój i klimat, a same zagadki również dostarczą sporo satysfakcji.

Czy jesteście gotowi, aby ocalić świat i historię? Przekonajcie się o tym w „Tajemnicach Leonarda”!

Do góry

DRACULA'S SECRET



Podczas pobytu w Bukareszcie ESC Team Polska odwiedziła jeden z escape roomów.  Wybór nie był łatwy, gdyż wiele stron nie posiadało wersji angielskiej, a nasza znajomość rumuńskiego była jeszcze zbyt mała, aby poradzić sobie z takim wyzwaniem.  Ostatecznie wybór nasz padł na pokój Dracula’s Secret  (Tajemnica Drakuli) prowadzony przez Locked-in (http://www.locked-in.ro/en/). Zdecydowała o tym tematyka, bo co innego tam kojarzy się z Rumunią jak pan w perelynie z alergią na światło i problemami z przerost uzębienia; przystępna cena i angielska wersja strony.

Pokój znajdował się w niewielkiej kamienicy dość blisko Piața Unirii. W jego bezpośredniej bliskości znajdowała się malownicza cerkiew, która nie jest jedną z najbardziej znanych atrakcji miasta, warto jednak zboczyć z utartego szlaku i ją odwiedzić. Ostrożnie z robieniem zdjęć w okolicy gdyż znajduje się tam ambasada Izraela, a miejscowa policja jest troszkę nerwowa.

Po wejściu do środka oczom naszym ukazała się klatka schodowa, na której umieszczone były setki zdjęć ekip, ktore brały udział w zabawie (na miejscu znajdują się także inne pokoje). Trzeba przyznać, że naprawdę robi to wrażenie. 

Przed wejściem do królestwa nieumarłego otrzymaliśmy standardowy zestaw informacji o właściwym zachowaniu się w środku pokoju. Komunikacja po angielsku nie stanowiła problemu. 

Na pierwszy rzut oka pokój wyglądał jak zwykły, trochę nadgryziony zębem czasu salonik,  który swoim wystrojem przypominał lata 80te.  Zabraliśmy się jednakże do odkrywania jego tajemnic i okazało się, że pierwsze wrażenie było bardzo mylące. Po ukończeniu zadań w pamięci pozostaje właśnie wystrój oraz spotkanie ze skrzydlatym przyjacielem.

Mimo tego, że na rumuńskim odpowiedniku Lockme pokój oznaczony był jako średnio trudny zagadki sprawiały nam sporo problemów i potrzebowaliśmy wielu podpowiedzi, aby iść dalej. Dostarczane były na karteczkach wsuwanych pod drzwiami. Chyba nie tylko my mieliśmy w tych miejscach kłopoty,  bo karteczki dostarczane były tak szybko, że musiały być przygotowane wcześniej. Należało kombinować, znajdować klucze, współpracować i wykazać się umiejętnością łączenia różnych, nie zawsze bliskich sobie elementów. 

Warto zwrócić uwagę, że w pomieszczeniu nie ma zegara odmierzającego czas, trzeba więc samemu pilnować upływających minut. W niektórych miejscach przydawała się również latarka w telefonie.

Pokój polecić można drużynom bardziej zaawansowanym, które cenią sobie klimat escape roomu. Warto zauważyć również, że zakończenie przygody dostarcza dużej satysfakcji,  wymaga bowiem spotkania oko w oko z księciem wampirów i odesłania nieumarłego na wieczny odpoczynek.

Because of the fact that this escape room was not in Poland we publish the English version of the review:

While in Bucharest ESC Team Polska visited one of the escape rooms there. The choice was not easy, as many webpages did not have the English version, and our knowledge of Romanian has not been sufficient to cope with such a challenge. Finally we chose Dracula’s Secret hosted by Locked-In ( http://www.locked-in.ro/en/ or http://www.locked-in.ro/ro/ ). We chose this room because of its content, because there nothing more Romanian then a gentleman in a cape with light allergy and severe dental problems; affordable price and the English version of the website.

The room was located on a small building, quite close to Piața Unirii. There is a picturesque orthodox church in the vicinity that you might want to visit, although it is not one of the most recognized places to see in the city. Be careful when making photos, as there is the Israeli embassy nearby and the local police is a little nervous.

When we entered the building we saw the entrance hall filled with hundreds of photos of teams that participated in the fun (there are also other rooms available). It must be said that the sight is impressive.

Before entering the realm of the undead we were given standard instruction set about proper behavior in the room. English was not a problem at all.

At first sight the room looked like a common, a little dilapidated living room from the 80s. We started to discover its secrets and it soon turned out that first impressions might be very deceiving. After having completed the tasks it is the décor that stays in the memory (as well as a meeting with a winged friend).

In spite of the fact that the Romanian website similar to the Polish LockMe (escapeadvisor.ro/) listed this room level difficulty as medium, the riddles were difficult for us to solve and we needed a lot of hints to continue. They were delivered on small pieces of paper that were put under the door. We believe that we were not the only ones that had those problems, as the hints were delivered so fast that they must have been written beforehand. You has to think outside the box, find the keys, cooperate and have the ability to connect different, sometimes not really related, elements.

It should be noted that there is no clock in the room to show the remaining time, you have to keep your eye on this yourself. In some places the flashlight in the phone was very beneficial.

We recommend this room to more advanced groups that like the climate and the décor of an escape room. It should be noted that the end of the adventure gives a lot of satisfaction, as you have to meet the Prince of the Vampires face to face and send the undead to the eternal rest.


Do góry

PLAN B




Ponieważ Suwałki to tradycyjnie polski biegun zimna, dlatego w przypadku zamieci śnieżnej ;-) warto mieć też plan B. Dlatego też ESC Team Polska odwiedziła Plan B Escape Room. Pokój znajduje się w „wieżowcu” Manhattan – najwyższym budynku w Suwałkach zgodnie ze słowami gospodarza escape roomu.

Osoby znające miasto nie powinny mieć problemów z odnalezieniem tego miejsca, jeżeli natomiast posługujemy się GPSem, aby odnaleźć adres, warto zauważyć, że wpisując adres podany na stronie (Witosa 4a, Suwałki) będziemy musieli przejść się trochę. Lepiej wpisać ulicę obok (Tysiąclecia Litwy). Potem po prostu parkujemy przy dużym budynku z wielkiej płyty, pamiętającym najlepsze czasy minionego ustroju.

Pokój nawiązuje do jednej z miejskich legend związanych z tym miejscem. Głosi ona, że w latach 80tych w piwnicy bloku przetrzymywana była mała dziewczynka. Właśnie do jej pokoju się udaliśmy. 

Po założeniu kajdanek wchodzimy do pomieszczenia, które wystrojem przypomina okres PRL-u. Naszym zadaniem jest odkrycie tajemnicy pokoju i ucieczka, zanim wróci porywacz. 

Zagadki, które należy rozwiązać nie zaliczają się do trudnych, ale są liczne, a niektóre z nich były wyzwaniem nawet dla osób bardziej doświadczonych. Trzeba kojarzyć ze sobą różne elementy, rozwiązywać zagadki słowne i trochę liczyć, nie tylko na siebie, ale i na kalkulator (który trzeba przedtem znaleźć). Zadań jest naprawdę dużo i aby wygrać, trzeba je sprawnie rozwiązywać.

Plan B to, jak na razie, jedyny escape room w Suwałkach, dlatego też dla wielu osób to pierwsze spotkanie z tego typu rozrywką. 

Komunikacja odbywa się za pomocą telefonu komórkowego. Ilość podpowiedzi nie jest limitowana – prowadzący grę w miarę potrzeby i upływu czasu dzwonił z dobrymi radami.

Oświetlenie w pokoju jest dość słabe, ale w trakcie zabawy można odnaleźć wiele źródeł światła, które pomagają w zabawie (na życzenie obsługa pokoju może włączyć mocniejsze oświetlenie, ale wtedy nie czułoby się klimatu piwnicy, w której przecież się znajdujemy). Warto zaznaczyć, że pokój jest przyjazny również dla dzieci, nie ma tam elementów, które mogłyby je jakoś mocno przestraszyć, a możliwość dostosowania poziomu światła to kolejny plus.

Ciekawą sprawą jest fakt, że nawet gdy raz rozwiązało się zagadkę pokoju i bezpiecznie się go opuściło to można tam wrócić, ponieważ istnieją inne warianty tego samego escape roomu (planujemy pojawić się tam ponownie).

Pokój ten można polecić głównie osobom rozpoczynającym przygodę z escape roomami, aczkolwiek osoby bardziej doświadczone również będą dobrze się bawić, a czas spędzony w środku na pewno nie uznają za stracony. Dla wielu osób może to być sentymentalna podróż w przeszłość.

Do góry


PETITE ROSE








Przyzwyczajeni do odwiedzin w standardowych pokojach zagadek, postanowiliśmy stawić czoła nowemu wyzwaniu, czyli grze organizowanej przez Forest Escape, będącej „pokojem” na świeżym powietrzu. 4000m^2  w parku należącym do Pałacu Rozalin, to świetne rozwiązanie dla miłośników Escape Roomów, którzy chcą połączyć znany im świat zagadek z aktywnością na świeżym powietrzu. My do Petite Rose wybraliśmy się po zachodzie słońca – w tym wypadku atmosfera to 50% sukcesu, kolejne 50%  to zagadki i ich aranżacja, a także anielska cierpliwość prowadzącego. Patryk – dziękujemy!

Gra zaczyna się już na parę godzin przed wizytą w Petit Rose, gdy to grupa otrzymuje wskazówkę sms-em gdzie ma się stawić i czego szukać. Niekonwencjonalne podejście do tematu dodaje smaczku całokształtowi, ponieważ od momentu pojawienia się na miejscu nie jest się pewnym czego się spodziewać, a w okolicy nikogo, kto wprowadzi w całą fabułę.

Łamigłówek nie jest dużo, ale za to rozrzucone są na dużej powierzchni leśnych terenów, które pokonujemy przy słabym świetle latarek.  Nasza rola, niby prosta, poznać sekret pogan i wyjść z tej konfrontacji żywo, a droga do jej wykonania – łącząca w sobie wyzwanie czytania starych symboli, mierzenia się ze wskazówkami na drzewach i kodami, które nieubłaganie zabierają cenne minuty rozgrywki. 

Miejsce odwiedziliśmy w 5 osób i naszym zdaniem jest to optymalna ilość, jeśli w trakcie gry działamy jako grupa. Jednakże organizatorzy oferują również możliwość grania w paru grupach i wtedy ilość uczestników może dojść do 21. Co ważne, wizyta w Petite Rose nie trwa standardowych 60 minut, a 120 a i tak mamy wrażenie, że minęły zdecydowanie za szybko. 

Jedna podpowiedź – jeśli już ją znajdziecie, weźcie ze sobą mapę, naprawdę warto, by później nie ciągnąć zapałek, kto po nią wraca otoczony mrokiem nocy :-).

W niektórych recenzjach znajdziecie informację, by nie jechać do końca autem, a z uwagi na jakość drogi, zostawić je na asfaltowej drodze – odradzamy. Odcinek do przejścia jest spory, a sama droga, pod warunkiem, że nie pokonujemy jej Lamborghini z prędkością 250 km/h, nie jest tak groźna jak może się wydawać. 

Forest Escape ma w swojej ofercie również pokoje Prolog i Hunter, zlokalizowane w okolicy Łodzi – wierzymy, że są równie klimatyczne i nie może ich zabraknąć na liście naszych odwiedzin. Waszych również!

Do góry


KRYJÓWKA HOBBITA




Praska strona Warszawy to miejsce jedyne w swoim rodzaju między innymi dlatego, że kryje w sobie Pokoje Zagadek, które jakością i oryginalnością nie ustępują tym z lewobrzeżnej strony stolicy.



8 października wybraliśmy się do Kryjówki Hobbita, zlokalizowanej w SkillHill – naszym nowym odkryciu na mapie Escape Roomów. Przekonał nas nie tylko temat przewodni – hobbici świat, ale także fakt, że pokój przyjazny jest dzieciom  - dla rodziców, będących częścią naszej grupy - argument niezwykle istotny.

Na miejscu przywitała nas bardzo miła Pani z obsługi, która później gotowa była, przez czas trwania rozgrywki, służyć podpowiedzią. 

Sam pokój jest w dużej mierze kłódkowy, ale nie tylko. Zagadki nie są liniowe. Większa grupa może więc równolegle pracować nad paroma zadaniami, które nie wykluczają siebie nawzajem. Nie brakuje też momentów, w których najważniejsza jest współpraca grupowa, bez której znalezienie odpowiedzi byłoby czasochłonne. Co istotne, nie ma momentów dłużyzn, ponieważ zadań jest sporo, przez co trzeba rozsądnie dysponować przysługującą godziną.

Pod względem trudności – chwilami średni, w stronę – trudny. Lepiej mieć już na koncie parę pokoi zanim zdecydujemy się na ten konkretny. Atrakcyjność – jeśli lubimy kłódki i nie są one przeszkodą w dobrej zabawie – jak najbardziej super. Grupy do 5 osób na pewno będą się dobrze bawić odczytując pradawne znaki, rozwiązując logiczne łamigłówki i kody, czy też zaglądając do chatki hobbita ukrytej pod zielonym dachem gdzieś na uboczu. Rodzice z dziećmi – bez obaw, pokój nie jest z serii mrocznych, więc mali goście również znajdą coś dla siebie, dzielnie pomagając rodzicom w świecie zagadek.

SkillHill ma w swojej ofercie jest dwa inne pokoje – Lokator oraz Korporacja. 

My z niecierpliwością wyczekujemy poznania dwóch pozostałych.

Powrót do listy pokojów


SZPITAL




Szpital w Escape Plan zwabił nas ciekawą historią – mamy godzinę, by uciec z sali szpitalnej, tak jak to kiedyś zrobili złodzieje zamknięci przez lekarza. Niby proste zadanie, ale jak sobie z nim poradzić, gdy już na wejściu zostaje się przypiętym kajdankami do ściany, a dookoła pozornie dużo wskazówek, ale jak to w medycynie bywa – w języku łacińskim?

Pokój znajduje się w starej kamienicy przy ulicy Nowogrodzkiej. Już na wstępie wita nas miła obsługa  - w naszym wypadku była to Laura, która potem towarzyszyła nam w miarę rozwiązywania zagadek.

Sam pokój nie należy do dużych, trochę kłódkowy, w dużej mierze – wymagający logicznego myślenia i kojarzenia faktów. Wszystko, co nas otacza, bazuje na tematyce medycznej – przyjdzie się nam zmierzyć z kartami pacjentów, lekami, schematami budowy ciała, czy też receptami na nieznane specyfiki. Zagadki są liniowe, nie sposób więc przeskoczyć któryś z etapów, a ich rozwiązywanie wymaga współpracy między uczestnikami. My wybraliśmy się do niego w 5 osób i każdy miał co robić, a czas uciekał nam nieprzyzwoicie szybko. 

Ogólne wrażenia odnośnie pokoju – bardzo pozytywne, mimo małej usterki technicznej, której właściciele są na szczęście świadomi i pracują nad jej eliminacją.
Polecamy grupom 4-5 osobowym, mającym już pewne doświadczenie w pokojach zagadek. 

Lokalizacja pokoju w samym Centrum Warszawy, to świetna okazja do spędzenia kreatywnych 60 minut, a potem wizyty w pobliskiej restauracji Cud Miód, w której oscypek na ciepło skradnie niejedno serce☺.



Notatka służbowa.


Doświadczona grupa consultingowa z Esc Team Polska Ltd. S.A. z.o.o udała się na warszawską Pragę do siedziby Skill Hill celem zczelendżowania jednego z kejsów w siedzibie tamtejszej Korporacji.

Na miejscu konsultanci zostali powitani przez miejscowego teamlidera, który przedstawił ogólne założenia projektu. Sposób wykonania zadania zależał jednakże od grupy consultingowej.

Pomieszczenie, gdzie należało wykonać zadanie przypomniało standardowe biuro, jakie znaleźć można w wielu korporacjach, nie był to na szczęście ołpenspejs. Nie brakowało tam niczego: whiteboard, rzutnik projekcyjny, laptopy oraz duża ilość akt pozwalały na dobre wczucie się w sytuację i wyzwolenie pokładów korpokreatywności koniecznych do rozwiązania zadania przed dedlajnem.

Mikrozadania, które stały przed grupą consultingową były różnorodne i bardzo liczne. Każdy członek zespołu miał pełne ręce roboty, a cała drużyna starała się kooperować celem lepszego wykonania zadania. Dedlajn wynosił standardowe 60 minut. Komunikacja z zewnętrznym teamleaderem zapewniającym pomoc na żądanie odbywała się przy użyciu dwukierunkowego modułu bezprzewodowej komunikacji głosowej.  Tajmer na skrinie odmierzał pozostały czas.

Niestety, z uwagi na bardzo dużą liczbę zadań grupa consultingowa nie zdołała zczelendżować z sukcesem tego kejsu, kilkanaście dodatkowych minut na pewno by pomogło. Było to jednak bardzo interesujące zadanie, które z czystym sumieniem można polecić innym zespołom.  Powinny one jednak posiadać już pewne doświadczenie oraz częściej niż ten zespół korzystać z pomocy zewnętrznej teamliderki.

LOKATOR



Spontaniczne decyzje wiodą czasem do odkrycia świetnych pokoi. Tak było tym razem. Po wizycie w Skill Hill w kryjówce Hobbita, a potem w Korporacji – postanowiliśmy szybko przetesować ostatni w ofercie pokój – Lokatora. Na podbój tego miejsca zabraliśmy ze sobą również dwie osoby, których przygoda z Escape Roomami miała się dopiero rozpocząć, a także nasze dzieci, gdyż pokój, zgodnie z deklaracją właścicieli – jest im przyjazny.

Skill Hill zlokalizowane jest na warszawskiej Pradze, w sąsiedztwie przytulnej kawiarenki, do której warto się udać.  Obsługa niezmienne niezwykle miła i mimo, że nasza córka potłukła jeden z rekwizytów, za co ponownie przepraszamy – nie było to żadnym problemem. Tak więc dzieci są tu równoprawymi gośćmi, za co jeszcze bardziej cenimy to miejsce!  Tym razem powitała nas Pani Michalina, której wcześniej nie mieliśmy okazji poznać, a trzeba przyznać, że jej umiejętność wprowadzania w fabułę i podejście do gości, to Jej hiper mocne strony!

Sam pokój – sprytnie zastawiona zasadzka Pana Teofila – to zaproszenie do 90 minutowej zabawy, w czasie której naszym głównym celem jest rozbrojenie bomby, która w przeciwnym wypadku zniszczy świat. Gra zaczyna się już przed wejście, gdy otrzymujemy tajemniczy list w czarnej kopercie, a chwilę później wchodzimy do pomieszczenia, w którym zaczynamy wyścig z czasem i tykającym ładunkiem.

Lokator to pokój, który po wyjściu zostaje jeszcze w pamięci i goście długo dyskutują o jego klimacie, a to chyba najlepsza i najbardziej wiarygodna wizytówka. Znajdziemy tu bardzo dużo zagadek, pokój jest mocno kłódkowy, ale nie w sposób, który sprawia, że  ich ilość irytuje, do tego znajdziemy tu zagadki logiczne, wymagające kojarzenia faktów, a także sprawnościowe. Nie sposób się tu nudzić, a fabuła prowadzona jest tak, że każdy ma coś do roboty, a tempo pracy grupy jest na mocno angażującym poziomie.

Polecamy grupom 5 osobowym, które mają już pewne doświadczenie w rozwiązywaniu zagadek i lubią szybko działać. Jeśli wybierają się z Wami osoby, tak jak z nami, które nie znają jeszcze specyfiki takich gier – świetne miejsce, by zacząć swoją przygodę. 90 minut w tym wypadku to czas optymalny, idealnie dobrany do fabuły i ilości zadań.

Jak dla nas – mocna pozycja na warszawskiej mapie pokoi zagadek i zdecydowanie zachęcamy do zapoznania się z tutejszą ofertą.
Powrót do listy pokojów


WYROCZNIA










Escape Plan, to firma zlokalizowana w miejscu dostępnym dla każdego – ulica Nowogrodzka, w samym centrum Warszawy, dodatkowej reklamy przecież nie potrzebuje.

Ponownie wybraliśmy się tu niedługo po odwiedzinach w Szpitalu, którego recenzję również znajdziecie na naszym blogu. Tym razem postawiliśmy na Wyrocznię. 

Escape Plan – dziękujemy, Wy wiecie za co! :-)

O obsłudze można napisać cały elaborat lub też sprowadzić się do jednego zdania – profeska i  przyjazna atmosfera, w której chce się spędzić więcej niż tę jedną godzinę.

Ale przejdźmy do meritum. Tym razem staliśmy się grupą wędrowców udających się do Wyroczni, którzy przez 60 minut stawiają czoła otaczającej magii, by na koniec stworzyć tajemniczą miksturę.

Pokój spowity jest w mroku, w którym jedynym towarzyszem jest latarka i słabe światło lamp. Droga wiedzie poprzez czytanie z gwiazd, karty tarota, runy, czy też chiromancję. Znajdziemy więc tu wszystko, by oderwać się od zgiełku miasta i zatrzymać się w świecie nieco odległym, ale przyjemnym i wciągającym w swojej tajemniczości.

Wyrocznia nie jest pokojem bardzo trudnym, ale wymaga spostrzegawczości, logicznego łączenia faktów i uważnej obserwacji.

Polecamy grupom do 5 osób, zarówno zaczynającym wycieczki po Pokojach Zagadek, jak i tym już znającym specyfikę takich miejsc.

Nam wynalezienie mikstury zajęło 54 minuty, a Wam?

Powrót do listy pokojów


TAJNE BRACTWO





Kiedy już ma się na koncie sporo odwiedzonych pokoi i może się wydawać, że potencjał na warszawskiej mapie stopniowo się wyczerpuje – okazuje się, że nie wie się wszystkiego. Tak oto dotarliśmy do World Escape, a w nim do Tajnego Bractwa. 

Lokalizacja – nieopodal placu Bankowego, a więc Śródmieście, ale na tyle na uboczu, że z miejscem parkingowym nie ma większego problemu.  Po wejściu do lokalu na poziomie -1 na pierwszy rzut oka nie wiadomo, czego można się spodziewać... Poza bardzo kontaktowym właścicielem i obsługą, przy których nie czuć, że minęło już sporo czasu, a pokój nadal jest zagadką. Ale przy naszych temperamentach można powiedzieć, że trafił swój na swego. Tak więc pierwsze wrażenie na plus. 
Przygoda w pokoju zaczyna się od obejrzenia filmu, na który warto poświęcić chwilę i swoją uwagę, ponieważ zawiera podpowiedzi, które potem okazują się ważne w tracie gry. Po filmie pozostaje już tylko wejść do pokoju, w którym kryje się zagadka, która po rozwiązaniu da odpowiedź kto tak naprawdę rządzi światem. 

Pokój okazał się być nadzwyczaj duży, zróżnicowany, ciekawy i zaskakujący. 5 osób, a więc nasza grupa, miała pełne ręce roboty i jak się okazuje – chwilami trzy pary rąk lub współpraca wszystkich osób naraz są gwarantem wykonania zadania. Zagadki... znajdują się na różnych wysokościach, a ich fabuła prowadzi poprzez tajemnice bractwa, nieznane symbole, podróże po świecie i... spostrzegawczość... Choć to od niej powinno się zacząć. Nie ma przestojów, fabuła jest dynamiczna, ciekawa i angażująca, ale nie przesadzona – nie jest to bezsensowna gonitwa z czasem, a idealnie dopasowana do 60 minut zabawa. Co ciekawe i warte rozważenia – można zdecydować jaki poziom trudności się chce i w ten sposób obsługa organizuje zadania. Bardzo na plus, gdyż dzięki temu odnajdą się tu nie tylko osoby z doświadczeniem, ale również początkujący, którzy dopiero poznają świat escape roomów.

Nasza rada – weźcie ze sobą osoby, z którymi lubicie współpracować i umiecie się bez problemu dogadać, ponieważ na metrażu, jaki oferuje nam World Escape, może okazać się to konieczne.
Szanowna obsługo – doceniamy cierpliwość, w sytuacji, gdy przyszło się Wam zmierzyć z naszą piątką. Na pewno wrócimy! Pandemia nie rozprzestrzeni się przecież sama...

AmazeingEscapeRoom – niepozorna miejscówka na mapie Escape Roomów, tym razem zlokalizowana na warszawskim Tarchominie. To tu pojawiliśmy się na koniec 2017 roku. Rada na początek – warto zaopatrzyć się w mapę z Lockme, gdyż pierwszym wyzwaniem jest znalezienie firmy w gąszczu hal i migających latarni. I na tym można zakończyć wymienianie przeciwieństw, jakie nas spotkały.

Zarządzająca pokojami ekipa okazała się pozytywnie nastawionymi ludźmi, którzy poszli nam na rękę, gdy chcieliśmy zmienić godzinę rozpoczęcia gry na wcześniejszą, a potem cierpliwie objaśniali wszystko, o co pytaliśmy.

Pokój Wyspa zaplanowany jest na 90 minutową rozgrywkę i, co ważne, przeznaczony zarówno dla dorosłych, jak i dzieci. Jeśli więc bierzecie pod uwagę zabranie swoich pociech – można i warto – radość z zabawy w piasku gwarantowana. A Wyspa zaskoczy nie raz. Rozgrywka zaczyna się, gdy samolot, którym lecimy, rozbija się w mroku na bezludnej wyspie. Od tego momentu naszym zadaniem jest ucieczka, a jak okazuje się – nie my pierwsi stanęliśmy wobec tego wyzwania i szczęśliwie – poprzednicy zostawili wskazówki, dzięki którym mamy szansę na ocalenie. Pokój jest duży, liniowy i mimo, że chwilami kłódkowy – jedna z nich zaskoczyła nawet nas :-).

Wystrój zmienia się w zależności od miejsca, w którym się znajdujemy – przemierzamy więc wyspę, puszczę, a także tajemniczą komnatę. Zmieniają się też rodzaje zagadek. Nie jest więc tak, że w każdym pomieszczeniu spotkamy się z tym samym rodzajem zadań, przez co nie ma szans na nudę.

Poziom pokoju oceniamy na trudny – spotkamy tu zadania, które wymagają powiązania paru elementów w logiczną całość. Przyda się więc w grupie umysł analityczny bardziej, niż w innych pokojach. Grupy 4-5 osobowe, to idealna ilość na potrzeby tego wyzwania.

W naszym odczuciu – miejsce warte odwiedzenia. AmazeingEscapeRoom w swojej ofercie ma również pokój "Łowcy Głów" – propozycja dla grup do 4 osób, powyżej 16 roku życia, skierowana do wielbicieli adrenaliny – my już czujemy się zachęceni!

Powrót do listy pokojów


CYRK DZIWADEŁ





Zawsze, kiedy pada pytanie, które pokoje cenimy sobie za profesjonalizm i ciekawe fabuły, zgodnie odpowiadamy, że te w Escapers. Firma pełna pozytywnie zakręconych pasjonatów i zaskakujących pokojów, które z determinacją dążą do perfekcji (w dużej mierze za sprawą bardzo uzdolnionej właścicielki). Kiedy myśleliśmy, że odwiedziliśmy już wszystkie pokoje tam przygotowane  – otworzyła się nowa propozycja – Cyrk Dziwadeł. Oczywiście, że oczekiwaliśmy po pokoju pełnej profeski i ciekawych wątków – to normalne w tym miejscu, ale nie byliśmy przygotowani na efekt WOW, który nas dopadł na początku przygody i który towarzyszy nam do chwili obecnej mimo upływu 24 godzin.

Na początek – krótkie przywitanie i wprowadzenie w fabułę – zaginęła Rose... a my zakradamy się do cyrku, by ją odszukać... a potem parę kroków do pokoju i po zamknięciu się za nami drzwi – zaczyna się wielka przygoda. Na Cyrk Dziwadeł mamy 75 minut – czas idealnie dobrany  do ilości zagadek. Szybkie rozejrzenie się po pokoju i już wiemy, że jego wykonanie i klimat to strzał w 10. Mamy więc tu elementy rodem wyciągnięte z cyrku, tajemnicze zaplecze i paradę tytułowych dziwadeł, podane w bardzo estetyczny i niepokojący sposób. W miarę rozwiązywania zagadek odkrywamy, że zakamarków jest więcej, niż mogło się wydawać, a głosy i głosiki prowadzą nas przez fabułę, sugerując, że jeśli nie uciekniemy przed upływem czasu – przepadniemy niczym Rose. 

Pokój odrywa od rzeczywistości z taką siłą, że chwilami można mieć wrażenie, że otaczające dziwadła żyją własnym życiem, maleńkie pomieszczenia kryją mroczne siły, a od zagadek naprawdę zależy nasza przyszłość. 

Cyrk Dziwadeł jest liniowy i bardzo różnorodny, jeśli chodzi o rodzaje zadań. Dla 5 osobowych grup – idealny. Dla miłośników horrorów – wymarzony. Dla doświadczonych „uciekinierów” – obowiązkowy. Tu nawet system podpowiedzi jest integralną częścią historii, a zmieniające się otoczenie nadaje tempa całej przygodzie. W pokoju jest też element niespotykany w innych miejscach, który przy całej mroczności historii wyzwolił na naszych twarzach uśmiech i pozwolił poczuć się na chwilę dziećmi. Mimo tematu przewodniego i realistycznych dekoracji, pokój nie przytłacza, nie przeraża przesadnie – on po prostu wciąga i zaprasza do pozostania z nim jeszcze na chwilę.

Nie jest więc zaskoczeniem, że polecamy go, podpisujemy się pod nim 10 rękami, jakie mamy, kiwamy 5 głowami i dajemy słowo razy pięć. Idźcie. Odkryjcie. Poczujcie. I zapewniamy, że wrócicie do Escapersów po więcej. Wiemy, co mówimy – jesteśmy Escapersowymi recydywistami.

Powrót do listy pokojów


ŚWIAT TO ZA MAŁO



Wskutek nieprzewidzianego zbiegu okoliczności agenci ESC Team Polska znaleźli się w centrum Warszawy z zadaniem uratowania świata przed zagładą. Trop prowadził do podziemi kamienicy na ulicy Wilczej 66/68, gdzie siedzibę swoją ma Quest Hunt. Agenci zostali zwabieni do jednego z pomieszczeń, po czym zamknęły się za nimi drzwi, a zegar na ekranie zaczął bezlitośnie odmierzać pozostały czas. Nie pozostało nic innego jak wziąć się w garść, rozwiązać szereg zagadek i uratować świat. Tym razem się udało…

Wystrój pokoju jest dość minimalistyczny, ale dobrze oddaje ducha zabawy oraz pomaga wczuć się w klimat rozgrywki. 

Zadania są liczne i różnorodne, trzeba liczyć, szukać kluczy i nie tylko, kojarzyć ze sobą fakty i współpracować. Właśnie współpraca jest tutaj bardzo ważna, bez niej nie ma szans na wyjście o czasie. Nie zaszkodzi też wytężyć wzrok i przetestować swoją spostrzegawczość. Niespotykanym wcześniej elementem było wykorzystanie urządzenia używanego przez agentów służb specjalnych jak i do badań medycznych. 

Trzeba powiedzieć, że zagadki są bardzo dobrze przemyślane i logicznie ułożone. Ma się poczucie, że wszystko do siebie pasuje, a całość pokoju jest pod tym względem świetnie zaprojektowana. Czasem najtrudniejsze do zobaczenia są rzeczy widoczne…

Naszym zdaniem poziom trudności nie jest wygórowany (chociaż pan z obsługi powiedział nam, że to najtrudniejszy pokój w ich ofercie), ale może wynikać to z faktu, że wszystko jest tutaj spójne i logiczne oraz jest częścią tej samej opowieści pasując do stylu i klimatu pokoju.

Pokój jest idealny dla grup 3 osobowych lub 2 osobowych już z jakimś doświadczeniem w ucieczkach.

Wyjście z pokoju daje naprawdę ogromną satysfakcję i ma się wrażenie, że przeżyło się świetną przygodę, a czas spędzony wewnątrz na pewno nie był stracony. Nam udało się uratować świat, teraz wasza kolej…


Powrót do listy pokojów


OSADZENI W BUNKRZE




Warszawska mapa escape roomów mimo, że coraz lepiej nam znana – nadal zaskakuje i to w bardzo pozytywnym tego słowa znaczeniu. Tym razem nasz wybór padł na propozycję zlokalizowaną na Bielanach.

8 Gates to miejsce specyficzne, gdyż znajdujące się w prawdziwym schronie przeciwatomowym.  Już na wejściu można wczuć się w klimat. By w ogóle dostać się do środka, trzeba pokonać oryginalne drzwi pancerne, zachowane z czasów Zimnej Wojny. Przed wejściem do samego pokoju – krótkie wprowadzenie w klimat  POST-APO. Jako grupa przewrotowców, zostajemy osadzeni w więzieniu, z którego musimy się wydostać - porządek na świecie nie zrobi się przecież sam. Wejście – jedno z tych, które pozostawiają dreszczyk emocji i potęgują ciekawość – nie wiemy więc dokąd idziemy, a gdy już zaczynamy na nowo widzieć – nie rozwiązuje to problemu niemożności swobodnego poruszania się. Już na tym etapie przekonujemy się, że bez współpracy z resztą grupy i uważnego słuchania się nawzajem – nie zajdziemy za daleko. Na uwolnienie się z bunkra mamy 75 minut – więcej niż zwykle, ale bardzo na styk, gdy przychodzi do zmierzenia się z zadaniami. W trakcie rozgrywki przemierzamy  różne pomieszczenia, które okazują się zaskakująco pojemne, jeśli chodzi o zadania i ich różnorodność. Warto więc patrzeć pod nogi, dookoła siebie, a czasem i wyżej. Klimat ascetyczny, chłodny, trochę piwniczny i  to duży plus, dzięki któremu myśli w sekundę szybują w inny wymiar, a grający zapominają, że za ścianami toczy się normalne życie.

Zagadki to mieszanka współpracy, kojarzenia faktów, zauważania ukrytych szczegółów, łączenia danych w logiczną całość. Warto patrzeć, rozglądać się i słuchać co mówią inni gracze - to podstawa by zacząć rozumieć czym pokój w rzeczywistości jest i jak znaleźć na niego sposób. Warto  zarezerwować sobie dłuższą chwilę na ostatnie zadanie, w którym większa ilość oczu, uszu i rąk będzie na wagę złota.

Pokój jest idealny dla 4  - 5 osób. Osób, które z taką samą pasją będą przeszukiwać akta, nie boją się ciasnych i nie do końca komfortowych pomieszczeń i lubią klimatyczną zabawę.

My po wyjściu z pokoju mieliśmy poczucie dobrze i ciekawie spędzonego czasu –  w oryginalnym wymiarze z dala od zgiełku ulic i tłumów ludzi.

Czy polecamy? Zdecydowanie. Mimo, że nie w Centrum miasta-naprawdę warto. Tu szczególne podziękowania należą się Pani z obsługi, która wiedząc, że jesteśmy grupą pasjonatów, poświęciła dłuższą chwilę, by opowiedzieć nam jak taki pokój działa. Bardzo ciekawe doświadczenie.

Jeśli zastanawiacie się, czy klimat POST-APO ma w sobie coś z horroru –odpowiadamy – zupełnie nie. Nie chodzi tu o straszenie, a o atmosferę i dla niej warto odwiedzić 8 Gates.






ZBÓJECKI SKARB



Urlop w górach, to świetna okazja, by podtrzymać „ucieczkową” tradycję i po prostu miło spędzić czas. Tym razem postawiliśmy na trochę folkloru i lokalnego klimatu. Pokój odwiedziliśmy z dziećmi – dla nas to kolejna wyczekiwana okazja do spędzenia czasu z nimi w świecie zagadek, a dla nich – niezapomniana przygoda.

Naszym celem stał się więc pokój Zbójecki Skarb w Let Me Out Zakopane. Przeistoczyliśmy się w grupę przyjaciół, która trafiła do zbójeckiej izby, gdzie ukrywał się skarb, czekający na odnalezienie,  a na to wszystko mieliśmy 60 minut.

Pokój –mocno w góralskim klimacie, co potęgowała również grająca w tle muzyka. Zagadki – niespecjalnie skomplikowane, ale też nie sztampowe, prowokujące do spostrzegawczości i dobrej zabawy. Znajdziemy tu więc parę zamków, układanki, czy też coś dla lubiących łączenie faktów.

Zbójecki Skarb jest propozycją dla grup zarówno początkujących – jako idealne rozpoczęcie przygody z Escape Roomami, jak i dla tych bardziej zaawansowanych, jako szansa oderwania się od codzienności i poczucia lokalnych smaczków. My polecamy grupom 3-4 osobowym, gdyż taka ilość sprawi, że każdy będzie miał pełne ręce roboty. Dzieci? Zdecydowanie tak.

Let Me Out ma w swojej ofercie również inne pokoje, więc jeśli zostajecie w Zakopanem trochę dłużej i będziecie w okolicach Krupówek – wygospodarujcie 60 minut na dobrą zabawę.

Powrót do listy pokojów


POKÓJ, KTÓREGO NIE MA



Standardowa droga naszej grupy:

  1. Cel – nowy pokój
  2. Tematyka – to co nas zaciekawi lub brzmi intrygująco
  3. Misja – wyjść przed upływem wyznaczonego czasu, łamiąc wszystkie zagadki, z jak najmniejszą ilością podpowiedzi.
  4. Opisać naszą przygodę, by każdy, kto szuka ciekawego miejsca – mógł do niego trafić bez problemu.


Tyle w teorii i najczęściej – w praktyce.

Dzień 1 lutego zaczął się dość podobnie...

 Aż do wejścia do pokoju. 

Fun Escape znamy dość dobrze, jak również ich słabe i mocne strony i powrót do nich i kolejnych pokoi był naturalnym wyborem. Tym razem – "Pokój, którego nie ma". Zaintrygowała nas nazwa oraz to, że nie ma do niego żadnych opisów. Czego więc możemy się spodziewać? Nie wiemy, aż do momentu, w którym nie otwierają się przed nami drzwi. 

Zamknięci na 60 minut rozpoczęliśmy naszą przygodę, która krótko po starcie okazała się raczej wyprawą do przeciętnego parku, w którym zdezelowane ławeczki bardziej straszą, niż zachęcają do skorzystania. Parku, co trzeba przyznać, w paru miejscach oryginalnego i angażującego wszystkie osoby z grupy za sprawą nieliniowości, ale nadal – pozostawiającego niedosyt, o którym ciężko zapomnieć.

To, co możemy powiedzieć o Pokoju, którego nie ma, podzielmy więc na wady i zalety.

Mocną stroną pokoju jest fakt, że każdy może działać na własną rękę, nie ma sytuacji, w których 2 osoby rozwiązują zagadkę, a reszta czeka, napotkamy tu również ciekawe zadania wymagające współpracy graczy, same wyzwania – zróżnicowane – od kłódek, poprzez kody, trochę spostrzegawczości i logiki.

Słabe strony witają nas dość szybko i choć na niektóre możemy przymknąć oko, to ciężko czuć dreszczyk emocji, gdy kłódka blokuje się z tylko jej znanych powodów mimo dobrego kodu, mechanizm, którego nie można poruszyć, bo nie da odpowiedzi, niemalże sam zeskakuje radośnie ze ściany, krótkofalówka się zawiesza, a kluczyk, który powinien dać się odkryć na chwilę przed ucieczką – dumnie wisi na dzień dobry przed naszymi oczami...

Można wiele dobrego powiedzieć o obsłudze Fun Escape, o takich pokojach jak Przygoda na Dnie Oceanu, czy o tym, że prężnie się rozwijają, dając nadzieję na kolejne ciekawe propozycje na mapie Escape Roomów, ale diabeł tkwi w szczegółach, a na nich opiera się idea escape roomów... jeśli więc szczegóły zawodzą – zawodzi satysfakcja. 

I to jej nam tym razem zabrakło. :-(




MISJA: HAKER




W życiu każdej osoby pojawić się może konieczność nakarmienia wewnętrznego nerda. Przypadłość ta nie ominęła też ESC Team Polska, dlatego też 3 lutego 2018r. wybrała się do pokoju Misja: Haker.
Pokój znajduje się na ulicy Puławskiej, niedaleko dawnego kina Moskwa, jest więc to bardzo dogodna lokalizacja pod względem dostępności komunikacji miejskiej (troszkę gorzej już z miejscami parkingowymi, warto więc mieć to na uwadze obliczając czas dojazdu).

Po wejściu do Enigma Room zostaliśmy  poinformowani o naszej misji. Okazało się, że pewien haker wprowadził wirusa do sieci, a naszym zadaniem jest go powstrzymać, na co mamy standardowo 60 minut.

Wystrój pokoju jest dosyć minimalistyczny, ale jak najbardziej współgra z historią i wszystko do siebie pasuje. Pokój nie jest bardzo „kłódkowy”, aczkolwiek trzeba znaleźć kilka kluczy. Zagadki opierają się przede wszystkim na logicznym myśleniu, rozwiązywaniu kodów i haseł oraz kojarzeniu ze sobą faktów. Warto podkreślić, że komputery to nie tylko element wystroju tylko ważna część rozgrywki. Biorąc pod uwagę charakter pokoju jest to ogromny plus i widać wyraźnie, że twórcy dobrze przemyśleli temat. Jak w większości escape roomów, w środku jest dość ciemno, ale w pokoju znajdują się źródła światła, którymi można sobie pomóc.

Zauważyć należy, że podpowiedzi przekazywane są w formie zagadek, nie jest więc to „podanie kawy na ławę” trzeba zatem dodatkowo wytężyć szare komórki.

Mogłoby wydawać się, że znajomość obsługi komputera będzie w takim miejscu niezbędna, ale wszystkie zagadki uda się rozwiązać za pomocą logicznego myślenia przy pomocy dostarczonych informacji. Rzecz jasna, jeśli w grupie jest osoba, której nieobca jest obsługa komputera w tekstowym trybie konsoli Linuksa, pomaga to, ale nie jest to niezbędne, a inne osoby również znajdą sporo do roboty.

Zagadki nie są przesadnie trudne, ale w niektórych miejscach należało dobrze się zastanowić, a pewne rozwiązania będą niespodzianką nawet dla doświadczonych graczy.

Pokój ten polecamy raczej dla bardziej doświadczonych ekip, które pragną odmiany od standardowych escape roomów, gdzie większość zadań polega na znalezieniu pasującego do kłódki klucza. Na pewno dobrze poradzą sobie osoby, które rozumieją następujący dowcip:

„Na świecie jest 10 rodzajów ludzi: ci, którzy znają system binarny i ci, którzy go nie znają”  :-)

Powrót do listy pokojów


ODYSEJA KOSMICZNA


UWAGA! Statek w niebezpieczeństwie! Wszystkie systemy zawiodły, do zderzenia z asteroidą pozostało 60 minut! Tak właśnie zaczyna się najnowsza przygoda ESC Team Polska.  Tym razem niepozorne drzwi do kamienicy na ulicy Wilczej 66/68 (Quest Hunt) prowadzą do wnętrza statku kosmicznego, który znajduje się na kursie kolizyjnym z gigantyczną asteroidą, a zadaniem jego załogi jest uratowanie okrętu (i zapewne pasażerów) przed niechybną zgubą.

Po zamknięciu drzwi do statku komputer poinformował nas o zaistniałej sytuacji i zaczął odliczać czas do kolizji (standardowe 60 minut), a my zaczęliśmy gorączkowo szukać rozwiązania. Trzeba przyznać, że nie było to łatwe, okręt jest bowiem dość spory, a z uwagi na awarię i procedury bezpieczeństwa załoga ma na początku dostęp tylko do części pomieszczeń.

Bardzo mocnym punktem pokoju jest scenografia, widać, że twórca chciał, abyśmy faktycznie czuli się jak na pokładzie statku kosmicznego. Trzeba przyznać, że udało mu się to i cały czas ma się wrażenie przebywania na pokładzie.

Zadania są bardzo różnorodne i dobrze dopasowane do charakteru escape roomu. Nie ma więc tutaj zbyt wiele kłódek (ale i one się tutaj znajdą), czas spędza się na szukaniu i obliczaniu elementów kodów, dopasowywaniu części komputera, szukaniu informacji na licznych ekranach oraz poruszaniu się tunelami inżynieryjnymi (po wyjściu z tego pokoju należy dobrze odkurzyć ubranie :-)  ). 

Zauważyć należy, że zadania są bardzo nastawione na współpracę i komunikację pomiędzy członkami zespołu. Bardzo nam się to podobało i sprawiło ogromną frajdę. Wspólne działanie to element absolutnie konieczny, bez którego nie ma szans na ukończenie pokoju (nam zabrakło 90 sekund). Przydaje się także umiejętność szybkiego liczenia i czytania wzorów.

Pokój ten polecamy dla drużyn już z doświadczeniem, ale osoby, które dopiero zaczynają swoją przygodę z escape roomami też na pewno będą się świetnie bawić i po ukończeniu tego pokoju z pewnością będą chciały zwiedzić kolejne. Optymalna liczba osób to 4-5, ponieważ zagadek jest dużo, są czasem dość trudne i wymagają współpracy, często całego zespołu. Mniejsze grupy mogą nie zdążyć z ukończeniem wszystkich zadań.

Podsumowując, pokój ten był naprawdę interesującym przeżyciem , a słowem, które go opisuje może być tylko wielkie WOW! Można z całą pewnością powiedzieć, że znajduje się on w ścisłej czołówce odwiedzonych do tej pory escape roomów.



POKÓJ ZAGADKA



Zwabiona opisem pokoju (a w zasadzie jego brakiem) ESC Team Polska udała się do Pokoju Zagadki prowadzonego przez Dom Zagadek VR przy ulicy Zwrotniczej 6. Warto zauważyć, że miejsce to znajduje się w pewnym oddaleniu od środków komunikacji miejskiej (około 1km od stacji metra Rondo Daszyńskiego). Uwaga do turystów: w pobliżu znajduje się Muzeum Powstania Warszawskiego, które również warto odwiedzić ;-).

Z zewnątrz miejsce ma dość mocno industrialny klimat, dużym plusem jest natomiast fakt, że nie ma najmniejszego problemu, aby zaparkować samochód. 

Po wejściu do Domu Zagadek VR zostaliśmy przywitani przez obsługę i wyjaśniono nam działanie różnych kłódek, które można znaleźć na miejscu - rzecz przydatna dla osób, które nie mają dużego doświadczenia z escape roomami.

Po wejściu do pokoju, zaskoczenie, nie wiadomo co robić! Na szczęście przyjazny, filmowy wręcz głos pokierował dalej naszymi krokami…

Sam escape room jest… duży i dobrze oświetlony. Jego wystrój niech również pozostanie zagadką. Napiszemy tylko, że nie przeszkadza w rozwiązywaniu zadań.

Zadania są różnorodne, nastawione na kojarzenie ze sobą różnych informacji. Jest tutaj trochę kombinowania, przyda się też dobre oko, odrobina zręczności i zmysł obserwacji. Sprawdza się tutaj przysłowie, że najciemniej jest pod latarnią, a najlepiej ukryte rzeczy są na widoku. Dwa zadania pozwalają na dopieszczenie naszego wewnętrznego dziecka i sprawiają dużo frajdy i radości. Współpraca całej drużyny jest tutaj konieczna do osiągnięcia sukcesu.

Zagadki generalnie nie były zbyt trudne, ale przyznać trzeba, że niektóre zadania były dość zaskakujące, a ich rozwiązanie dawało dużą satysfakcję. W pokoju wyszliśmy bardzo zadowoleni, pomimo jednej technicznej usterki, którą, mam nadzieję, da się szybko naprawić.

Pokój polecamy dla drużyn, które po prostu chcą się dobrze bawić i miło spędzić czas. Nie jest to pokój, który przytłacza ciężkim klimatem i jest to jego niepodważalna zaleta. Duże doświadczenie nie jest tutaj wymagane, ale dobra zabawa gwarantowana jest dla drużyn na każdym poziomie, zarówno początkujących jak i tych, które odwiedziły już dziesiątki pokojów. My do Domu Zagadek VR na pewno jeszcze wrócimy, Pokój Zagadka rozbudził nasz apetyt na więcej...

Powrót do listy pokojów


WOJNA GANGÓW



Warszawska Praga nie przestaje zaskakiwać różnorodnością oraz ilością escape roomów. I tak oto dowiedzieliśmy się, że przy ulicy 11 listopada zagadkami kusi kolejny pokój – Wojna Gangów w firmie Escape Room BANK. 

Na wejściu dowiadujemy się, że nasz gang to gruba ryba w mieście, jednakże konkurenci planują przejąć panowanie na naszym obszarze. Zadaniem staje się więc odnalezienie magazynu naszych wrogów i wysadzenie go w powietrze.  

No i zaczynamy. Nasze wyzwanie to 60 minut  i spora ilość zagadek. Pomieszczenie wita nas mocno grażowym wystrojem, w którym dominują części do samochodów i wszechobecny zapach smaru. Szybko więc przeistaczamy się w grupę gangsterów – włamywaczy, poszukujących poukrywanych wskazówek – a tych tutaj nie brakuje. Przyglądamy się wnikliwie porzuconym drzwiom, kluczom i beczkom, odczytujemy kody i otwieramy kłódki, dzięki czemu szybko łamiemy kolejne przeszkody. 

Pokój okazuje się oferować więcej, niż na początku może się wydawać i chodzi tu zarówno o ilość łamigłówek, jak i jego powierzchnię.

Nasza rada dla Panów – nie zakładajcie smokingów, których moralnym obowiązkiem jest bycie nienagannie czystymi, a Panie niech swoje 10-cio centymetrowe szpilki zostawią na czas tej wizyty w domu.

Pokój bazuje na wpółpracy, umożliwia zajmowanie się kilkoma zadaniami jednocześnie i nie przytłacza ilością kłódek. Warto w nim skupić się na słuchaniu innych gangsterów, zaufać intuicji i uważnie się rozglądać.

W kwestii trudności – średni. Widać, że obsługa dopiero zaczyna przygodę z pokojami zagadek i interakcją z gośćmi, co nie przeszkadza w ogólnym odbiorze tego miejsca. 




PRZYSZŁOŚĆ ZACZYNA SIĘ DZIŚ


Fun Escape  - firma z ambicją bycia największym centrum Escape Roomów, która jest konsekwentnie realizowana wraz z kolejnymi otwarciami pokoi. Nasze odczucia jednak są coraz bardziej mieszane... 

Pokoje -  mimo, że ich wiele, są trochę nadszarpnięte zębem czasu, wykonanie – nieraz niedopracowane, a obsługa – często nowe i nie do końca doświadczone osoby. Trudno niestety mówić o profesjonalizmie, kiedy przychodzimy do firmy kolejny raz, a Panie z obsługi nie dają się zebrać całej grupie, trzykrotnie pytając, czy już możemy się rozliczyć, choć mówimy, że czekamy jeszcze na innych. Niby szczegół, ale rzucający cień na odbiór miejsca, które przy naszych pierwszych wizytach było wypełnione ciepłymi i chętnymi do rozmowy  pracownikami.



Nasza ostatnia wizyta w Fun Escape to wycieczka w przeszłość. Rok 3058 to rychły koniec ludzkości, wybieramy się więc, poza czasem i przestrzenią, do starożytnego plemienia, które wie jak uratować porządek naszego świata.

Wejście do pokoju to początek wyprawy w nieznane. Dosłownie, ponieważ gracze wchodzą do niego z zasłoniętymi oczami. Po chwili okazuje się, że znaleźliśmy się na statku kosmicznym, który ma za zadanie przenieść nas do innych czasów. Dominują tu zadania zręcznościowe i logiczne, a przemiły Pan z pogranicza filmów Marsjanie Atakują i Krzyku podpowiada nam, co robić, by szybko wyruszyć w intergalaktyczną odyseję. Parę zadań i znajdujemy się w innym świecie – odległym, cichym, niczym nie przypominającym już kosmosu. I w tym miejscu zaczyna się trudność w ocenie otoczenia – z jednej strony – miejsce przyjemne, z ciekawymi zadaniami w stylu łamigłówek, sprawnościówek, czy poczciwych kluczyków i kłódek, a z drugiej – bardzo liniowe, co czasem powoduje przestoje w grupie, kiedy 2 osoby zajmują się jakąś zagadką, bez której nie można iść dalej, a reszcie pozostaje wspieranie duchowe wspomnianych przodowników pracy. Co więcej – gracze otrzymują tajemną księgę, która jest zbyt bezpośrednim, jak na nasze odczucia, wyłożeniem kawy na ławę.



Pokój pod względem trudności jest na średnim poziomie i mimo sporej ilości zadań – bardziej dedykowany dla mniejszej ilości osób z uwagi na swoją liniowość. Polecamy osobom początkującym, ponieważ fabuła pokornie prowadzi graczy za rączkę, nie pozwalając na zbyt długo zboczyć z ustalonych torów.

Powrót do listy pokojów

HOLLYWOOD




Uwaga, grupo specjalna ESC Team Polska! Nasi informatorzy przekazali nam cynk, że w pokoju hotelowym w Hollywood ukryto granat, który ma zabić prezydenta przebywającego w okolicy. Macie godzinę, aby go znaleźć (granat, nie prezydenta), potem do hotelu wróci agent KGB, Borys.

Po zaopatrzeniu się w broń służbową (przekazaną nam przez agenta prowadzącego o pseudonimie Escape House) operatorzy ESC Team Polska weszli do pokoju celem wypełnienia zleconej im misji.
Pokój, w którym się znaleźli był zaskakująco obszerny i dobrze oświetlony. Na pierwszy rzut oka wyglądał, jak normalny, przeciętny, średniej klasy pokój w hotelu, jaki można znaleźć w stolicy amerykańskiego przemysłu filmowego, nic nie budziło podejrzeń. Szybko okazało się jednak, że zawierał wiele niespodzianek i zagadek.

ESC Team Polska szybko zabrała się go przeszukiwania pomieszczenia, aby odkryć jego tajemnice. Wymagało to współpracy całej drużyny, każdy jej członek miał tam sporo do roboty. Trzeba powiedzieć, że wszystko do siebie, zagadki i wystrój pokoju stanowią spójną i logiczną całość, za co ekipie przygotowującej pokój należą się duże brawa! Nie było tam elementu, który nie pasowałby do koncepcji. 

Zaznaczyć należy, że nawet ESC Team Polska, która składa się przecież z doświadczonych operatorów, którzy wielokrotnie ratowali świat od zagłady i rozwiązali już wiele tajemnic, znalazła tam zadania, które były dla nich nowością. Znajomość podstawowych praw fizyki i kreatywne wykorzystanie zgromadzonych w pokoju hotelowym (i nie tylko!) to rzecz całkiem przydatna, najbardziej jednak pomagało logiczne myślenie. Podczas rozwiązywania zagadki pokoju pojawił się też pewien nieoczekiwany element, który osadzał grę w szerszym kontekście, wychodzącym poza ramy i granice pokoju.

Operatorzy ESC Team Polska sprawnie poradzili sobie z zadaniem i znaleźli rzeczony granat. Nie było także potrzeby korzystania z podpowiedzi agenta prowadzącego Escape House, który obserwował poczynania zespołu i podawał pozostały czas.

Pokój ten polecić można grupom składającym się z 4-5 operatorów z pewnym doświadczeniem, które cenią sobie wystrój pokoju, dbałość o szczegóły i spójność historii z wyglądem pokoju i zadaniami do wykonania. 

Powiedzielibyśmy, że wizyta w tym pokoju skłoniła nas do zaplanowania ponownych odwiedzin w Escape House. Tak się jednak nie stało. Wynikło to faktu, że zaraz potem ESC Team Polska zdecydowała udać się do Domu w dżungli, kolejnego pokoju dostępnego w ofercie.




DOM W DŻUNGLI



Po wzorowym wykonaniu poprzedniej misji w Hollywood, ESC Team Polska udała się na zasłużony wypoczynek z dala od cywilizacji do małego domku w sercu tropikalnej dżungli, który zapobiegliwie przygotował dla nich House Escape.

Szybko okazało się jednak, że wypoczynek to ostania rzecz, jaka czeka tam członków ESC Team, domek ten bowiem pełen był tajemnic i zagadek do rozwiązania, a niedaleko czaił się wygłodniały tygrys, który tylko czekał na szanse zjedzenia smacznego, pięciodaniowego posiłku. 

Po wejściu po środka ukazało się nam wnętrze domku w dżungli. Na pierwszy rzut oka pomieszczenie nie było zbyt duże (pamiętajmy jednak, że pierwsze wrażenia prowadzą często na manowce), lecz dosyć klimatyczne i zespół ochoczo zabrał się za rozwiązywanie zadań. W końcu stawką było przeżycie…

Zagadki były bardzo różnorodne. Nie zabrakło tam kluczy, które trzeba było odnaleźć, ale to tylko niewielki fragment zadań, jakie czekały na rozwiązanie. Właśnie ta różnorodność była największym atutem pokoju. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie i cała drużyna mogła równolegle pracować nad różnymi zagadkami, ale współpraca była również potrzebna. Duże brawa należą się za wymyślenie zadań, których nie spotkaliśmy nigdy wcześniej. Sokoli wzrok nie był jedyną rzeczą potrzebną do ich rozwiązania. Spostrzegawczość i logiczne myślenie to także warunek konieczny.

Zadania były dość trudne, liczne i nieszablonowe, dlatego pokój ten polecamy już bardziej doświadczonym grupom (3-5 osobowym), które szukają ciekawych, ale też klimatycznych wyzwań.
ESC Team Polska udało się rozwiązać wszystkie zagadki (z jedną niewielką podpowiedzią) i z 10-minutowym zapasem uciekła z paszczy głodnego tygrysa. Jako że członkowie drużyny zmęczeni byli tropikalnym klimatem podzwrotnikowej dżungli, zdecydowali się wziąć udział w wyprawie na Biegun Północny, którą właśnie organizował House Escape…



BIEGUN PÓŁNOCNY





Są dni zwykle, gdy czas wyznaczają rutynowe obowiązki i praca i są dni takie jak 22.03.2018, gdy nic nie podejrzewając idzie się do jednego pokoju, by wrócić do domu z dodatkowymi trzema w dorobku.

Do House Escape pierwszy raz zawitaliśmy, by uwolnić się od Pana Zagadki w Pile, tym razem nasz wybór padł między innymi na Biegun Północny. Znaleźliśmy się więc w odległej części świata, w której Święty Mikołaj i jego renifery nie zdają sobie sprawy, że gdzie indziej Wiosna jest już w bloczkach startowych, Last Christmas rozbrzmiewa, jakby Boże Narodzenie miało nadejść pojutrze, a skarpety na ścianach i ogromne prezenty zapraszają do krótkiej podróży w kierunku Rovaniemi.

Nasza sentymentalna podróż zaczęła się więc zaraz po przekroczeniu progu pokoju – każdy element tam nawiązywał do Świąt, muzyka pielęgnowała klimat, a wszystko podane było w bardzo przystępnej i przyjemnej dla oka oprawie. I tu duży plus dla wszystkich pokoi w House Escape – każdy ma co robić, bo zagadki można rozwiązywać równolegle – co nie oznacza chaosu, wprost przeciwnie – wyniki się uzupełniają i można ruszać dalej.

To, czego nam trochę zabrakło to pierników, które możnaby zjadać prosto z choinki :-).

Pokój oceniamy jako łatwy, dla osób ceniących klimat Świąt, lubiących kłódki i logiczne myślenie. Zdecydowanie dla rodzin z dziećmi. Te ostatnie będą zachwycone! Ilość osób – 4-5 gwarantuje, że nikt się nie będzie nudził.

My w tym pokoju pobiliśmy własny rekord czasowy!

I w tym miejscu – wielkie podziękowanie dla obsługi za towarzyszenie nam podczas odwiedzin w pokojach, za cierpliwość do naszej niesubordynowanej grupy i elastyczność w dostosowaniu się do naszych pomysłów.

Polecamy więc nie tylko pokoje w House Escape, ale całą ekipę, która wykonuje świetną pracę, by stworzyć tam klimat!


PRZEKLĘTY OBRAZ


18 kwietnia 2018r. Esc Team Polska otrzymała zadanie przeszukania pracowni znanego malarza. Najpierw zaginęła jego miłość i muza, potem on sam. Drużyna dostała 60 minut na znalezienie wskazówek, które pozwoliłyby na wyjaśnienie losów zaginionej pary.

Pokój „Przeklęty obraz” znajduje się na 14 piętrze wieżowca przy Alejach Jerozolimskich 155 w Warszawie. Po wejściu do środka ESC team Polska została wprowadzona w historię zaginięcia malarza za pomocą krótkiego filmu, a następnie znalazła się w pracowni malarskiej i zaczęła szukać rozwiązania zagadki.


Zadania są dość liczne i różnorodne, nastawione raczej na spostrzegawczość niż na liczenie. Warto nadmienić, że są tutaj także elementy nowe, które przypadną do gustu miłośnikom starożytnej japońskiej sztuki opisanej w dziele „Hiden senbazaru orikata”. Ważne też jest, aby dokładnie czytać znalezione teksty i właściwie interpretować znajdowane w nich wskazówki. Generalnie zadania nie były bardzo trudne, poradzą sobie z nimi osoby początkujące, ale i bardziej zaawansowane znajdą też coś dla siebie.

Musimy przyznać, że zakończenie nas zaskoczyło! Nawet po odwiedzeniu kilkudziesięciu pokojów było ono dla nas nieoczekiwane.


Jako że malarze nie należą raczej do dobrze opłacanych zawodów, nie mają też zbyt wiele środków na koncie, a zatem pracownia nie należała do zbyt dużych. Pokój polecamy więc dla grup maksymalnie 4-osobowych (5 osób też się zmieści, ale będzie raczej tłoczno).



LEGENDA MIECZA


W samym sercu krainy zamieszkanej przez straszne orki wznosił się zamek dobrego króla Artura, który miłościwie panował nad podległymi mu ziemiami. Niestety, dobry władca został zdradziecko zamordowany, zamek popadł w ruinę i w końcu magowie zablokowali do niego wejścia.

Pewnego razu grupa górników przez przypadek natknęła się na szyb wiodący do zamku. Powiadomili o tym radę miasta, która natychmiast wezwała do pomocy grupę śmiałków ESC Team Polska, ponieważ wieść niosła, że w zamku spoczywa miecz króla Artura - Excalibur.

Niestety, o znalezieniu drogi na zamek dowiedzieli się też inni, dlatego też czas na odnalezienie miecza to tylko 60 minut.

Właśnie taką historią zaczęła się przygoda ESC Team Polska w komnatach króla Artura. Pokój, a właściwie komnata, gdzie szuka się miecza przygotowana jest z ogromną dbałością o szczegóły. Wrażenie, że naprawdę znajdujemy się w średniowiecznym zamku potęgują wyłożone drewnem ściany oraz mnogość elementów dekoracyjnych, które mogą. aczkolwiek nie muszą brać udział w zabawie.

Zadania są dość zróżnicowane, nastawione raczej na kojarzenie i łączenie elementów niż liczenie. Należy wykazać się spostrzegawczością, logicznym myśleniem i zręcznością (a kiedy zręczność zawiedzie z pomocą może przyjść nieszablonowe myślenie i mało ortodoksyjne wykorzystanie elementów dekoracji). Współpraca to również element konieczny, bez którego nie osiągnie się sukcesu.

Zadania nie były może zbyt trudne, ale ciekawe. Niektóre elementy ukryte były w na widoku, a po fakcie można było tylko zastanawiać się nad kwestią: “Jakim cudem nie mogliśmy tego zobaczyć wcześniej?!”. Widać, że temat był dogłębnie przemyślany, a zagadki i zadania stanowią spójną całość z wystrojem pokoju.

Pokój jest dość obszerny, miejsca bez problemu starczy nawet dla większej drużyny, a każdy jej członek będzie miał co robić. Dobrze bawić się będą grupy początkujące jak i bardziej zaawansowane, a wysokie miejsce pokoju w rankingu LockMe jest na pewno zasłużone.
  
Powrót do strony głównej


ŁOWCA GŁÓW



Zaginęła 21-letnia Iza (co za ulga, że wreszcie rodzime imię, odbiegające od dotychczasowych importów prosto z USA :-))..  Wyruszamy więc, by rozwiązać tę zagadkę i pomóc rodzicom znaleźć odpowiedź na pytanie, gdzie może być ich córka....

Amazeing – miejsce znajdujące się na Tarchominie, w lokalizacji, do której dojeżdżając traci się wszelką nadzieję, że się ją odnajdzie. Nie cierpią na tym bynajmniej zagadki – gdy już trafimy pod wskazany adres, okazuje się, że działa pod nim kreatywna firma, której pokoje warto dopisać do listy godnych odwiedzenia. 

Do Łowcy Głów wybraliśmy się mniejszą grupą, gdyż „urok” tego pokoju polega na jego mroczności, a ta w tłumie zwyczajnie by uleciała. Szybkie wprowadzenie i jesteśmy – my, piwnica, mrok, kajdanki i zawodzący płacz uwięzionej kobiety. Rozgrywka się zaczyna, a my mamy 75 minut, by dowiedzieć się co tu się wydarzyło. Nie będzie spoilerem, gdy powiemy, że część rozgrywki toczy się w niskim pomieszczeniu – nie ma to jednak żadnego wpływu na jej jakość, a wręcz – buduje atmosferę. Otaczają nas różne odgłosy, zagadki proszą się o rozwiązanie, a morderca wydaje się śledzić nas na każdym kroku, ale... czy to tylko wrażenie? Czas mija, a my coraz bardziej przekonujemy się, że w tym pokoju liczy się logika, spostrzegawczość i wnikliwość. W końcu wychodzimy z morderczej pułapki...ale czy na pewno rozwiązaliśmy zagadkę...?

Pokój stanowczo nadaje się dla małych grup – 3 osoby to ilość optymalna, nie jest klaustrofobiczny wbrew pozorom, a jego atmosfera sprawia, że można poczuć się jak składowa misternego planu szaleńca. 

Warto też wspomnieć o ekipie – to nasza druga wizyta w Amazeing i druga podszyta długimi dyskusjami i zwyczajnie – świetną atmosferą. Widać, że im zależy, by goście czuli się częścią tego miejsca, a ich wyluzowanie wpływa ultra pozytywnie na odwiedzających.

Jednym zdaniem - miejsce konieczne do odwiedzenia, a my czekamy na trzeci pokój, który ma się otworzyć za jakiś czas.



SEANS UDUCHOWIONY



11 maja 2018r. ESC Team Polska udała się do nowo otwartej Pracowni Strachu. Czekała na nich zagadka z początku XX wieku. Zaginęła mała dziewczynka, a jej rodzice rozpłynęli się w powietrzu. Wielu próbowało już rozwikłać tę tajemnicę, ale do tej pory nie udało się to nikomu. Teraz nadeszła kolej na ESC Team Polska…

Pokój „Seans uduchowiony” znajduje się w centrum Warszawy, niedaleko muzeum Polin; dojazd komunikacją miejską jest więc rzeczą łatwą. Znalezienie miejsca parkingowego, jak to w centrum, może być trochę problematyczne, warto więc rozważyć to planując „zwiedzanie”. Po odnalezieniu właściwego piętra (siódme!) Esc Team Polska weszła do Pracowni Strachu. Przez rozpoczęciem zabawy każda osoba musiała podpisać regulamin. Może nie jest to częsta praktyka, ale biorąc pod uwagę to, co działo się podczas zabawy, jest to chyba usprawiedliwione.


Po obejrzeniu filmiku wprowadzającego sympatyczna pani wpuściła nas do pokoju. Pierwsze wrażenie: ciemno! Osoby ze słabszym wzrokiem będą miały problemy, aby sobie poradzić. Przyznać należy jednak, że jest to jedyny minus całej zabawy. Widać, że wystrój został zaprojektowany z dużym zaangażowaniem i jest to na pewno mocny punkt rozgrywki. Pokój jest dość mocno „kłódkowy”, znaleźć można tam zarówno zamki otwierane na klucz jak i takie, gdzie trzeba odnaleźć kombinację cyfr. Liczy się spostrzegawczość oraz umiejętność łączenia ze sobą różnych elementów.

Osoby wrażliwe, nerwowe i łatwo dające się przestraszyć. UWAGA!!! To nie jest pokój dla was. Jeżeli natomiast lubicie atmosferę horroru, opuszczone miejsca i historie o duchach, to trudno będzie znaleźć lepsze miejsce na escaperoomowej mapie Polski. Osoby lubiące horrorhousy powinny poczuć się jak w domu. Nawet ESC Team Polska, która ma już na swoim koncie kilkadziesiąt pokojów, (w sumie zbliżamy się do setki :-) ) wiele razy podskoczyła z przestrachem!


Bardzo interesująco rozwiązany został system podpowiedzi. Nie ma tutaj ekranu burzącego „immersję”, współgra on bardzo ładnie z ideą i wystrojem pokoju. Pozwala też wczuć się w klimat, jest to bardzo pomysłowe rozwiązanie.

Pokój ten polecamy grupom z pewnym doświadczeniem i dobrym wzrokiem, które niełatwo przestraszyć bądź też lubią się bać. Maksymalna dopuszczalna liczba osób biorących udział w zabawie to 4 i chyba to również optymalna ilość, ale 3 również bez problemu sobie poradzą.

Powrót do listy pokojów

HEAVEN & HELL


Planując zwiedzanie Budapesztu, ESC Team Polska nie mogła pominąć okazji na sprawdzenie węgierskich escape roomów. Wybór nasz padł na pokój Heaven&Hell prowadzony przez e-exit.hu. Ciekawa fabuła, strona po angielsku i przystępna cena, czego można chcieć więcej? Dlatego też pierwsze kroki po wyjściu z lotniska ESC Team Polska skierowała właśnie tam.

Pokój ma bardzo dogodną lokalizację, kilkaset metrów od przystanku tramwaju 4/6. W okolicy znajduje się wiele pubów i małych restauracji, dlatego też znalezienie miejsca w okolicy, aby coś zjeść nie jest problemem.

Po wprowadzeniu w tematykę pokoju rozpoczęliśmy zabawę. Okazało się, że czeka nas odwiedzenie nieba i piekła. Dostanie się tam jest jednak problematyczne dla osób żywych, na szczęście wystarczyło uruchomić hibernator i bramy zaświatów stanęły przez nami otworem. Na ich spenetrowanie mieliśmy tylko 60 minut, ponieważ warunkiem wybudzenia się z hibernacji było użycie defibrylatorów, które po założonym czasie mogłyby nie zadziałać właściwie.

Wystrój pokoju, a w zasadzie wielu pomieszczeń, z których się składa, zasługuje na pochwałę. Wiadomo od razu, w jakim miejscu zaświatów się znajdujemy i łatwo dzięki temu wczuć się w klimat. Zadania stojące przed nami były liczne i różnorodne, wymagały kojarzenia ze sobą faktów, umiejętności liczenia i przede wszystkim spostrzegawczości.  Niektóre zagadki były tak absorbujące, że czasem nie widzieliśmy, jaką reakcję wywołało wykonanie zadania. Trzeba przyznać, że immersja to ogromny plus tego pokoju.

Na pochwałę zasługuje też system podpowiedzi, który nie jest standardowym ekranem na ścianie czy krótkofalówką i dobrze współgra z charakterem pokoju.

Do defibrylatorów udało nam się dostać kilka minut po czasie, na szczęście zadziałały i powróciliśmy do życia  ;-)

Pokój ten polecamy dla grup bardziej doświadczonych, od 3 osób w górę. Mnogość zadań powoduje, że drużyny dwuosobowe po prostu nie dają rady zrobić wszystkiego w założonym czasie. Niezależnie jednak od liczebności, poziomu zaawansowania i wyniku jest to pokój, po którym każdy powie wielkie WOW i nie będzie mógł doczekać się kolejnego razu.

Dlatego też pierwszą rzeczą, jaką zrobiliśmy po powrocie z krainy umarłych była rezerwacja terminu na kolejny pokój w e-exit: Santa Muerte.


HEAVEN & HELL (English version)




Visiting Budapest without going to at least one escape room wouldn't be possible for ESC Team Polska. We chose Heaven&Hell escape room (e-exit.hu) as it had an interesting premise, the website was in English and the price was quite reasonable. What more can you want? As a result, our first steps after leaving the airport were directed exactly there.

The room has a very convenient location, a few hundred metres from 4/6 tramway stop. There is a number of pubs and small restaurants nearby and finding a place to eat is not a problem.

After a brief introduction we started the fun. It turned out that we were about to visit heaven and hell. When you are alive it might be somewhat difficult to get there, but luckily it was enough to be hibernated and the gates of afterlife were widely open for us. We had only 60 minutes to do the exploring because you need am AED to wake you up from the suspended animation state and they were good for 1 hour only.

The look of the room, or it is better to say, its many chambers, is commandable. You can clearly see which part of the afterlife you are in, and thanks to it you can feel the atmosphere. The tasks ahead of us required the ability to put facts together, a head for numbers, but most of all, awareness and keen eye. Some puzzles were so immersive that we could not see what reaction was caused by the completion of a task. It should be stated that immersion is a very strong point of this escape room.

The hint system was also very well made. It is not a standard screen on the wall or a walkie-talkie. It is well integrated with the whole room ambient.

We managed to get to the defibrillators a few minutes after the alloted time, fortunately for us they worked and we were able to return to life ;-).

We recommend this escape room for more experienced groups, 3 people or more. The great number of tasks makes is difficult to do everything in time for 2-person teams. However, no matter how big and how advanced your team is and no matted your score Heaven & Hell escape room is a place, after which you'll be able to say only one thing: WOW!

As a result, the first thing we did after having been brought back to life was to book another escape room in e-exit.hu: Santa Muerte.



SANTA MUERTE


Santa Muerte to najnowszy i najtrudniejszy pokój w ofercie e-exit.hu . Jest to barwna podróż przez meksykańskie zaświaty w poszukiwaniu Kapelusza Życia (El Sombrero de la Vida).

Skuszeni poprzednią wyprawą do nieba i piekła nie mogliśmy odmówić sobie kolejnej tego typu „wycieczki”. I nie zawiedliśmy się.  

Wyposażeni w Świętą Księgę, która służyła za przewodnika podjęliśmy się eksploracji  licznych pomieszczeń Ogrodu Dobra i Zła. Był to świetnie zrealizowany system podpowiedzi, który bardzo pomagał wczuć się w atmosferę pokoju.

Zadania, jakie stały przed ESC Team Polska były bardzo różnorodne, i trzeba to przyznać, trudne. Niektóre z nich można było wykonywać równolegle, dlatego też liczniejsze drużyny będą miały co robić, a każdy znajdzie coś dla siebie. Zręczność, spostrzegawczość, umiejętność logicznego myślenia, dobra pamięć oraz współpraca to elementy konieczne, aby móc marzyć o powrocie do świata żywych. Szczególną uwagę zwraca brak jakichkolwiek kłódek, co docenią osoby z większym doświadczeniem, szukające nietypowych rozwiązań i powiewu nowości.

Pokój ten polecamy drużynom doświadczonym, szukającym ciekawej fabuły i niestandardowych rozwiązań. Na pewno w pełni docenią ogrom pracy włożony w przygotowanie wystroju i zagadek oraz podobnie jak my, będą się świetnie bawić. 

SANTA MUERTE (English version)



Santa Muerte is the newest and most difficult escape room in e-exit.hu. It is a colorful journey through mexican afterlife in search for The Hat of Life (El Sombrero de la Vida).

After a very rewarding time in heaven and hell (another great escape room of e-exit.hu) we could not say no to another "trip". And we were not disappointed.

With the Holy Book as our guide we commenced exploring the chambers of the Garden of Good and Evil. It was a perfectly executed hint system which was very well integrated with the room.

The tasks ahead of ESC Team Polska were very varied and, it should be said, difficult. Some of them could have been done simoultaneously, therefore even bigger teams will find a lot to do. To return to the world of the living you will need a fair share of logical thinking, dexterity, good memory and cooperation. It should be noted that this escape room does not use padlocks. More experienced teams looking for a thrill of novelty and non stereotypical solutions will surely appreciate it.

We recommend this room to more experienced teams that are looking for something new and interesting. They will surely appreciate the immense amount of work put into the decor and the puzzles in this room and they will surely have lots of fun (as we did).

Powrót do listy pokojów



TAJEMNICA DRUKARZA



Exit now – firma odkryta przypadkiem na zasadzie poczty pantoflowej, ale za to tak nas zaintrygowała, że szybko zarezerwowaliśmy termin, by się tam pojawić. Pokój Tajemnica Drukarza zlokalizowany jest w starej praskiej drukarni – nie spodziewajcie się zatem hermetycznych pomieszczeń z estetycznymi gadżetami  prosto z Ikei i idealnie odmalowanymi  ścianami. Jeśli natomiast lubicie realizm, sprzęty mające duszę, klimat starej Pragi i dużą dozę mroczności – jesteście na dobrej drodze.


Fabuła wydaje się prosta - na przełomie lat 80. i 90. na warszawskiej Pradze ginęły młode dziewczyny. Niestety nigdy ich nie odnaleziono i nikt nie miał nawet najmniejszego tropu, który mógłby pomóc znaleźć sprawcę... ale mijają lata, a kolejne dowody powoli przybliżają do rozwiązania zagadki. Jesteśmy więc grupą, która ma szansę odkryć, kto stoi za tajemniczymi wydarzeniami z przeszłości. Cóż możemy powiedzieć – wyzwanie przyjęte.


Pokój jest surowy, wyposażony w sprzęty autentycznie wykorzystywane w Praskiej Drukarni, nieraz sprawiający wrażenie ascetycznego... Tak jakby nie było w nim za wiele do zrobienia. Nic bardziej mylnego. W trakcie toczącej się gry okazuje się, że grupa ma sporo pracy i nie są to tylko kłódki, ale także łamigłówki zahaczające nawet o języki obce, zadania na spostrzegawczość oraz takie, które powodują dreszczyk emocji. Gra nabiera tempa wraz z kolejnymi zadaniami, a my niemalże czujemy obecność mordercy, wiemy, że się zbliża, a my mamy tylko 60 minut, zanim całe nasze przedsięwzięcie zakończy się klęską.


Pokój oceniamy na średni pod względem trudności, ale za to klimatyczny. Po prostu inny niż propozycje na rynku, gdzie gracz ma mieć poczucie porządku i ładu. Malutki minusik należy się obsłudze za brak reakcji na kontuzję jednego z graczy, która wydarzyła się podczas wykonywanych zadań. Dla Was niech będzie to przestrogą, że pokój naprawdę żyje własnym życiem i warto uważać na jego elementy.





TAJNA KWATERA DYKTATORA



8 Gates to firma zlokalizowana na warszawskim Żoliborzu. Po pierwszej wizycie w Osadzonych w bunkrze – zdecydowaliśmy się zapoznać z kolejną propozycją, jaką jest Tajna Kwatera Dyktatora.

Samo wejście do 8 Gates to pierwsza zagadka – kiedy już sobie z nim poradzicie, trafiacie do starego schronu z czasów Zimnej Wojny. Ale także na tym etapie nie jest lekko – jeśli któreś z Was zapragnie skorzystać z toalety – droga wolna, ale znów obarczona zagadką jak do niej dotrzeć. Na szczęście obsługa należy do bardzo przyjaznych i współpracujących, więc w razie kryzysu – nie jesteście pozostawieni sami sobie.

Przejdźmy do pokoju. Nasz cel jest prosty  - przeszukać kwaterę i wykraść zapalniki oraz kompromitujące dyktatora materiały, tak by ukrócić jego rządy w postapokaliptycznym świecie.

Tym razem bez kajdanek i opasek na oczach trafiamy do kwatery dyktatora, która przywodzi na myśl skojarzenie z dyrektorskim gabinetem.  Zaczynamy naszą misję – zagadki czekające na nas dają się łatwo zauważyć i przy odrobinie logiki   - są łatwe do rozwiązania. Jeśli więc chcemy oceniać ten pokój przez pryzmat trudności – nie jest to dobra droga. Jeśli kryterium będzie ich różnorodność i stawianie na współpracę – znajdziecie tu coś dla siebie.

Nie będzie spoilerem, a na pewno zachętą, jeśli powiemy, że przygoda w pokoju ma dwa oblicza i o ile jednego mogliśmy się spodziewać, to drugie sprawia, że zapada cisza, przerwana subtelnym – okeeeej :-). Ale dużo w tym okej pozytywów i dalsza droga, choć w innej atmosferze – nadal upływa pod znakiem przyjemnie spędzonego czasu.

Tajną kwaterę dyktatora oceniamy jako pokój średni pod względem trudności, odpowiedni dla 4 osób i graczy, którzy cenią sobie grę bez presji czasu, z łatwo dającą się zrozumieć fabułą i propozycją kłódkowo – logiczną, stawiającą na współpracę nieraz całej grupy.

Powrót do listy pokojów


KOPALNIA WĘGLA



Czy wiecie, że w Warszawie znajduje się kopalnia węgla? Wydawać by się mogło, że takie miejsce kojarzy się wyłącznie ze Śląskiem, ale na warszawskich Bielanach ESC Team Polska odnalazła takie właśnie miejsce w Exciting Escape Room.

W wejściu przywitała nas sympatyczna mordka najlepszego przyjaciela człowieka (daje się głaskać!) – zapewne pomocnik sztygara prowadzącego rozgrywkę. Po chwili oczekiwania (wypełnionej zabawą z czworonożnym członkiem ekipy) zeszliśmy pod ziemię.

Oczom naszym ukazała się szatnia, gdzie górnicy przygotowują się do pracy. Lecz to dopiero początek kopalnianej przygody. Jako że staliśmy się górnikami, musieliśmy poczynić też pewne przygotowania. Coś jednak poszło nie tak. Tąpnięcie i zawał górniczy odciął nam drogę wyjścia, a na znalezienie innej mieliśmy tylko 60 minut.

Sztygar doradza, aby przyjść ubranym w ciemne i wygodne ubrania. I jest to bardzo dobra rada, ponieważ można się brudzić do woli i mieć z tego frajdę.



Zadania, jakie stoją przed zespołem górniczym pragnącym opuścić kopalnię wymagają spostrzegawczości, współpracy i kojarzenia ze sobą faktów. Jesteśmy w kopalni, jest duszno i ciemno (naprawdę ciemno), a w nozdrzach czuć pył węglowy. Na szczęście każdy z górników wyposażony jest w źródło światła, które umożliwia przeszukiwanie pomieszczenia. Zaznaczyć należy, że trzeba dobrze szukać, niektóre wskazówki poukrywane są w dość przemyślny sposób. Znalezienie ich dostarcza ogromnej satysfakcji

Pokój należy pochwalić za ciekawą i nietypową scenografię, ciekawe zadania, niespotykaną tematykę i niesamowitą atmosferę zabawy. Szkoda tylko, że jest to jedyny (jak na razie) pokój w ofercie Exciting Escape Room. Czekamy na więcej!


TAJEMNICZY LAS



Las... i my... i tylko godzina, by się z niego wydostać...

Tak można pokrótce przedstawić fabułę, z którą przyszło nam się zmierzyć w Przygodowni, do której to wybraliśmy podczas pobytu w Poznaniu. Pierwsze wrażenie – Pani z obsługi okazała się być przeuroczą osobą, której nie wytrącił z równowagi fakt, że pojawiliśmy się pół godziny przed czasem, ani to, że z miejsca pokazaliśmy nasze dyskusyjne oblicze, czy też, że na koniec zaprosiliśmy ją do zdjęcia. Takie osoby lubimy najbardziej, bo wchodząc do pokoju ma się poczucie, że przyszło się do ludzi, którzy naprawdę na to czekali.

No ale wróćmy do samego pokoju. Zatem wchodzimy do niego, mając zakryte oczy. I zanim możemy się rozejrzeć – wysłuchujemy historii miejsca, w jakim się znaleźliśmy. I tu wielkie brawa dla wspomnianej już obsługi – sposób, w jaki przedstawiana jest nam historia sprawia, że słucha się jej z ogromną przyjemnością i ciarkami na plecach. A potem zaczyna się nasze 60 minut zabawy. Tajemniczy las... nie ma w tym przesady. Bo mimo, że środek Poznania, kamienica i mieszkanie... my faktycznie jesteśmy w lesie. Przeszukujemy więc okolicę, nie przeczuwając nawet, że pokój szykuje dla nas o wiele więcej, o czym mamy się za chwilę przekonać...

Zagadki w pokoju są zróżnicowane pod względem trudności, a także formy. Czasem wystarczy się rozejrzeć, innym razem połączyć fakty, nie zabraknie też czegoś dla ludzi lubiących zręcznościówki, jaki i logiczne myślenie. A czasu wcale nie jest za dużo. Mała sugestia drogie Panie – wybierając się do Tajemniczego Lasu zrezygnujcie ze spódnic i szpilek. Sugerujemy wygodne ubranie i spodnie... dla komfortu własnej duszy :-).

Trudność pokoju oceniamy na średni, z tendencją w stronę trudny. Polecamy osobom, które już mają parę pokoi na koncie, są zgrane i lubią współpracę.

Nam pokój bardzo przypadł do gustu z uwagi na jego klimat, który pozwala oderwać od miasta i przenosi w inną rzeczywistość... ale po prostu przekonajcie się o tym sami ;-).




TAJEMNICE CZARNOBYLA



Odwiedzenie Czarnobyla to (jeszcze) niezrealizowane marzenie ESC Team Polska. Dlatego też podczas pobytu w Poznaniu chętnie odwiedziliśmy pokój Tajemnice Czarnobyla, aby poczuć ten dreszczyk emocji towarzyszący eksplorowaniu ruin opuszczonego miasta i elektrowni atomowej. Okazało się, że gdy odłączyliśmy się od grupy (to nigdy nie jest dobry pomysł!) weszliśmy do pomieszczenia, do którego nie powinniśmy wejść, drzwi zatrzasnęły się za nami, licznik Geigera zaczął wydawać swój charakterystyczny, tykający odgłos, a my mieliśmy godzinę aby znaleźć wyjście.

Przed wejściem grupa nasza została wyposażona w ekwipunek konieczny do zwiedzania opuszczonego radioaktywnego miasta. Dodaje on uroku zabawie i, oczywiście, przydaje się w trakcie rozgrywki.

Mimo swojego wieku pokój jest klimatyczny, będąc w środku ma się poczucie, że za ścianą zepsuty reaktor wypuszcza w naszym kierunku zabójczą dawkę promieniowania alfa, beta i gamma.

Zagadki nie należą do łatwych, trzeba NAPRAWDĘ dobrze przeszukać pokój, a niektóre rzeczy są sprytnie ukryte, w miejscach, które potem wydają się oczywiste. Lecz gdy czas upływa nieubłaganie, a reaktor zbliża się do stanu krytycznego są trudne do odnalezienia, do czego przyczynia się też wystrój pomieszczenia, oraz efekty wizualne i dźwiękowe. 90 minut, które przewidziane zostały na rozwiązanie wszystkich zadań to naprawdę niewiele czasu.

Na pochwałę zasługuje system podpowiedzi, który dobrze wpisuje się w klimat pomieszczenia, a same informacje to nie przysłowiowa “kawa na ławę”.

Wedle słów obsługi należy on do “starej generacji” escape roomów i noszą się z zamiarem odświeżenia pokoju. Należy przyznać, że w porównaniu do innych, nowszych miejsc, widać to, ale w żadnym razie nie przeszkadza to w dobrej zabawie i życzylibyśmy sobie, aby niektóre nowsze pokoje były tak przygotowane. Jeżeli więc nie odwiedziliście go jeszcze, a macie taką szansę (a czas ucieka), warto dodać to miejsce do swojej mapy odwiedzonych escape roomów.




SEKRET DZIADKA




Chcąc odpocząć po “wycieczce” do Czarnobyla, ESC Team Polska udała się na wieś, aby wśród pól i łąk dojść do siebie po przyjęciu dużej dawki promieniowania radioaktywnego. Jednakże odpoczynek nie był dany. Uwagę zespołu przyciągnęła stara szopa, w której dziadek zamykał się każdego dnia prowadząc tajemnicze eksperymenty. ESC Team Polska postanowiła wyjaśnić tę zagadkę. Niestety, po wejściu do szopy drzwi zatrzasnęły się, a zegar zaczął nieubłaganie odmierzać czas.

Pomieszczenie faktycznie wyglądało jak zwykła szopa, tu i ówdzie leżały zużyte narzędzia. Ochoczo zabraliśmy się więc za rozwiązywanie tajemnic szopy dziadka. A powiedzieć trzeba, że zagadki były liczne, a przed nami powoli odsłaniał się obraz, który miał bardzo niewiele wspólnego z tym, czego można oczekiwać po zwykłej szopie.

Zadania wymagały współpracy, spostrzegawczości, kojarzenia faktów, dobrej pamięci, zręczności i trochę nieszablonowego myślenia. To doskonała mieszanka, która powinien charakteryzować się każdy dobry escape room, a tutaj tego na pewno nie zabrakło.

Same zagadki nie są przesadnie trudne, ale nawet w przypadku drużyn bardziej doświadczonych dobrze wypełniają dostępne 90 minut czasu.

Nawet jeśli jesteście drużyną, która za punkt honoru bierze sobie przechodzenia pokoju bez podpowiedzi ze strony obsługi, w tym miejscu warto chociaż raz złamać tę zasadę. Jest to coś zupełnie innego niż zwykły monitor czy krótkofalówka.

Ciekawy  i zrobiony z dbałością o szczegóły wystrój, zagadki, które były logiczne i dobrze współgrały z charakterem pokoju; czego można chcieć więcej? Pokój ten zdecydowanie miał w sobie to coś, co powoduje, że zabawa była prawdziwą przyjemnością, a jego wysokie miejsce na liście Lockme jest na pewno w pełni zasłużone.

Pokój ten można polecić wszystkim, doświadczonym i dopiero zaczynającym przygodę z escape roomami. Osoby, dla których będzie to pierwsza wizyta łatwo “złapią bakcyla”, ci doświadczeni natomiast będą się po prostu doskonale bawić.



SZEOL



Wojna, wojna nigdy się nie zmienia! Eskalacja napięć pomiędzy nuklearnymi mocarstwami doprowadziła do tego, że ktoś w końcu nacisnął czerwony guzik, a świat ozdobiony został świecącymi grzybami atomowych eksplozji. Całą Ziemię spowiły obłoki radioaktywnego pyłu, a powierzchnia nie nadawała się do zamieszkania.

Po usłyszeniu sygnału alarmowego ESC Team Polska ukryła się w najbliższym schronie, gdzie spędziła kilka lat, ale zapasy zaczęły się kończyć, a sprzęt zapewniający przeżycie odmawiał posłuszeństwa. Dlatego też uzbrojona w najpotrzebniejsze gadżety drużyna  wyruszała w poszukiwaniu schronu zapewniającego przeżycie.

Escape room “Szeol” to właśnie taki schron, a naszym zadaniem jest dostanie się do środka. Zadanie to jest bardzo trudne, mieszkańcy schronu postawili na naszej drodze przeszkody, które niełatwo jest pokonać (nie każdy bowiem godny jest, aby zamieszkać w relatywnym komforcie Szeolu). Współpraca i oko do szczegółów to elementy konieczne.

Scenografia pokoju zrobiona jest bardzo dobrze, miłośnicy postapo będą zadowoleni, a gracze w Fallouta zachwyceni. Na szczególną pochwałę zasługuje system komputerowy będący integralną częścią rozgrywki. Można znaleźć też elementy nie biorące udziału w grze, ale opisujące historię świata, w którym się znajdujemy. To zdecydowanie duży plus tego pokoju.

Warto zauważyć, że Szeol faktycznie mieści się w bunkrze, co widać na każdym kroku i dodaje to uroku całemu doświadczeniu.


Pokój ten polecamy drużynom doświadczonym, gdzie przynajmniej część zespołu nie boi się ciemności.



WAMPIR



Pokój Wampir w Poznaniu pojawił się na naszej liście dość nieoczekiwanie, ale że tematyka ciekawa dla większości z nas – nie mogliśmy sobie odmówić przyjemności spotkania z nim.

Po małych perturbacjach z dotarciem pod wskazany adres, wreszcie jesteśmy.

Historia z pozoru prosta – przypadkowy nieznajomy ma się okazać naszym największym koszmarem,
przed którym musimy ucieć, zanim dopadnie nas on i jego znajomi.

Wchodzimy więc do pokoju, w którym wita nas mrok i więzięnna atmosfera. Zaczynamy od desperackiej próby uwolnienia się, którą przerywa dość niespodziewane wydarzenie... ale czemu się dziwić – jesteśmy w świecie nieumarłych. Po wyswobodzeniu się z aresztu możemy iść dalej. A jak się okazuje – jest gdzie, bo miejsc tu nie brakuje i sam pokój zaskakuje nas powierzchnią i ilością zadań.

Dookoła panuje mrok, czasem dość uciążliwy, bo wymagający ciągłego skupienia, by niczego nie przeoczyć. Całość zaaranżowana jest tak, że mamy wrażenie jakbyśmy chodzili po starym zamku, w którym antyki skrzypią w takt wykonywanych kroków, obrazy spoglądają na gości, a stare pianino zdaje się zaraz samo zagrać. I od tej atmosfery nie ma odstępstwa – jest klimatycznie, cicho, staro... jest nawet odwieczny atrybut wampira, który zaskakuje nas chyba najbardziej.

W tym pokoju liczy się ostrożność, trzeba dobrze się rozglądać, czasem pokombinować, nie robić zagadek niedokładnie, bo szybko okaże się, że czas mija, a my stoimy w miejscu. Warto też wziąć poprawkę na rozmiar pokoju, gdyż opieszałość na jakimkolwiek etapie przeszkodzi w zmieszczeniu się w standardowych 60 minutach. Idealna ilość graczy to 4-5 osób i przy takiej grupie każdy będzie miał swoje zajęcie.

My oceniamy trudność pokoju na średnią, jednocześnie dając mu mocne 10/10 za klimat i stopniowanie napięcia. Fani horrorów – zaufajcie nam.



FARAON



Niedzielny poranek do świetny moment na wycieczkę do Kairu i obejrzenie Wielkiej Piramidy. Będąc w Poznaniu ESC Team Polska nie mogła odmówić sobie tej przyjemności, dlatego też o barbarzyńsko wczesnej godzinie zawitała w wysokie progi Lock&Escape, gdzie mieści się pokój Faraon. Progi te są dosłownie wysokie, gdyż pokój ten mieści się na czwartym piętrze kamienicy (bez windy). No, ale wiadomo, że Wielka Piramida to budowla wysoka (146,59m) i aby ją zwiedzić trzeba się trochę powspinać.

ESC Team Polska odłączyła się od przewodnika (zły pomysł!), weszła do pewnego niewielkiego pomieszczenia, gdzie absolutnie nie powinna była się znaleźć, drzwi zatrzasnęły się, a powietrza starczyć miało na 90 minut. Zaczął się więc desperacki wyścig z czasem…

Sam pokój jest bardzo przyjemnie udekorowany, wystrój dobrze pasuje do zamysłu. Warto nadmienić, że zagadki są zrobione w taki sposób, że pasują do klimatu starożytnego Egiptu, nie uświadczymy tutaj więc elektroniki, a nawet nieliczne kłódki dobrze pasują do reszty elementów w pokoju. Osoby cierpiące na ofidiofobię powiny jednak puszczać przodem innych członków drużyny.

Zagadki wymagają kombinowania, liczenia, współpracy oraz pewnej dozy manualnej zręczności. Nie są może zbyt trudne, ale rozwiązanie ich daje sporo satysfakcji, a miejscami trzeba było skorzystać z podpowiedzi.

Pokój ten polecamy drużynom już z pewnym doświadczeniem gdyż zagadek jest sporo, każdy w grupie będzie miał co robić, a doświadczenie jest rzeczą przydatną.



KOLEKCJONER



Wyjście z Escape Roomu uwieńczone jest zazwyczaj klasycznym – znacie jakieś ciekawe miejsca? I w tym momencie nierzadko pada – musicie odwiedzić Kolekcjonera w Time 4 Secrets. Mała przeszkoda – znajduje się w Poznaniu. Ale zaraz... jaka przeszkoda? Nie będzie przeinaczeniem faktów, jeśli powiemy, że to właśnie Kolekcjoner zwabił nas do Wielkopolski, a wraz z nami przybyły ogromne wobec niego oczekiwania.

Zaczyna się standardowo – parę słów na dzień dobry z przemiłymi właścicielami – nie wiemy jak to robią, ale bije od nich takie zgranie i pozytywna energia, że powoli zapominamy, że za drzwiami czeka na nas mroczny świat seryjnego mordercy. Wyluzowani podchodzimy więc do pokoju, mistrz gry opowiada nam historię i wręcza nieodłączne worki, którymi mamy zakryć głowy...

Historia z pozoru niewinna – towarzyski wypad na grilla, który niespodziewanie kończy się w nieznanym nam miejscu – kryjówce Kolekcjonera.

OK. Wdech – wydech, przecież to pokój zagadek, zwykły pokój, prawda?

Nasz Kolekcjoner powoli prowadzi nas do miejsca, w którym słyszymy znany nam dźwięk łańcuchów i kajdanek. Adrenalina..to słowo poznajemy już na tym etapie i staje się ona naszym nieodłącznym towarzyszem przez całe 60 minut. Na początku musimy się uwolnić, a gdy już to zrobimy – zaczyna się rozgrywka, w której liczy się spostrzegawczość, łączenie faktów, współpraca i... duża rezerwa do tego co otacza. A otacza wszystko, co Kolekcjonera interesuje najbardziej i chyba więcej w tym miejscu mówić nie trzeba. W każdym razie jeśli ponad wszystko cenisz sobie porządek, sztukę współczesną na ścianach i bukiety świeżych kwiatów na stole – zawiedziesz się.

Warto tu wspomnieć system podpowiedzi – rewelacyjnie dopracowany, oryginalnie wkomponowany w nastrój pokoju, nie taki z serii szybko pisanych na ekranie. I podkład muzyczny – po kolejnych minutach wtapiający się w atmosferę i ją idealnie uzupełniający.

Poziom zagadek jest zróżnicowany, jednakże tu największą rolę odgrywa otoczenie. Zapominamy w nim, że to jedno z poznańskich osiedli, wchodzimy w nie, podejrzliwie rozglądając się dookoła. 

Do pokoju nie wejdą więcej niż 4 osoby i uważamy, że to abosolutny max, a wręcz już 3 osoby wystarczą.

Pokój polecamy zgranym ekipom, lubiącym dreszczyk emocji, którze nie są wrażliwe na dość realistyczną scenerię i lubią główkować w półmroku. Według nas – absolutny oblig na liście w Poznaniu.

Historia mówi, że Kolekcjoner wychodzi na 60 minut i tyle się ma na ucieczkę... jednakże nam towarzyszyło ciągłe przeświadczenie, że jednak było trochę inaczej... ale o tym przekonajcie się sami.



SKARB CZARNOBRODEGO





Skarb Czarnobrodego to druga propozycja w Time 4 Secrets, z jaką przyszło nam się zmierzyć. Oczywiście nie trzeba powtarzać, że Kolekcjoner – flagowy pokój tego miejsca - jest absolutnie nie do pobicia... ale tym razem znaleźliśmy się w pokoju tak całkowicie odległym tematycznie od Kolekcjonera, że trudno było uwierzyć, że to to samo miejsce.

Wyruszyliśmy więc w podróż, która miała nas zaprowadzić w stronę skarbów, odległych lądów i tajemnicy, która mogła nas pochłonąć na wieki. Pokój przeniósł nas do jakiegoś tropikalnego kraju, gdzie pirackie skrzynie kusiły by je otworzyć, mapy czekały na przeczytanie, a tajemnicze medaliony kusiły swoim blaskiem.

Pokój pozbawiony jest kłódek i zamków szyfrowych. Zatem wszystkie zagadki bazują na łamigłówkach i zadaniach, które okazują się być o wiele trudniejsze, niż można wywnioskować po pozornie niewinnym otoczeniu. Nam niektóre sprawiły niemałe problemy, ponieważ tu liczy się umiejętność czytania znaków, spryt w wyszukiwaniu podpowiedzi, spostrzegawczość, a nawet... zamiłowanie do poezji.

Skarb Czarnobrodego oceniamy na wymagający. Mimo, że nie jest duży – zawiera w sobie wiele zadań, których rozwiązanie nie jest aż tak oczywiste jak w przypadku zwykłych pokoi, gdzie wiele zagadek bazuje na właściwym dopasowaniu do siebie cyfr. Według nas idealny czas powinien wynosić 75, a nie 60 minut, szczególnie, że nie wejdą tu więcej niż 4 osoby, więc ilość rąk na pokładzie jest mocno ograniczona.

Ale spróbujcie sami. Czarnobrodny nadal czeka...


POSTAPO




“Postapo” to najnowsza propozycja Forest Escape. Firma specjalizuje się w dużych powierzchniowo escape roomach na świeżym powietrzu, a my, skuszeni świetną zabawą w Petite Rose zdecydowaliśmy się uważnie przyjrzeć ich najnowszej propozycji. 

Przed przyjazdem otrzymaliśmy powitalnego SMSa z podstawowymi informacjami dotyczącymi dojazdu i warunków zwiedzania, co bez problemu pozwoliło nam trafić na miejsce, a żółto-czarna taśma poprowadziła nas na początek zabawy.

Zaczęło się niewinnie, szybko znaleźliśmy plecak z potrzebnym sprzętem i przystąpiliśmy do rozwiązywania zagadek. Początek “pokoju” jednakże nie przygotowuje na to, co dzieje się potem. Doskonałym, chociaż dość kolokwialnym określeniem tego, co zobaczyliśmy było “totalny opad szczeny”, która po szerokim otwarciu spadła na ziemię i rozprysła się na kilkadziesiąt kawałków. A kiedy już myśleliśmy, że nic nie może nas zaskoczyć, Postapo otwierało przed nami nowe, coraz ciekawsze oblicze.

Podkreślić należy niesamowitą dbałość o wystrój i szczegóły. Każda lokalizacja przygotowana jest osobno, dekoracje świetnie pasują do charakteru zabawy, a my powoli odkrywaliśmy szczegóły katastrofy, która spadła na postapokaliptyczną Ziemię.

W przypadku wielu escape roomów wystrój odgrywa tylko rolę pomocniczą, tutaj natomiast samo oglądanie każdej lokacji to prawdziwa przyjemność. Chciałoby się po prostu chodzić i podziwiać! A oglądać należy je dokładnie, jest to bowiem konieczne do rozwiązania wielu zagadek. 

Niektóre informacje ukryte są w najbardziej widocznych miejscach, można patrzeć na nie kilkanaście razy, a dopiero kiedy odkryje się w jaki sposób powiązane są one ze sobą, można się zastanawiać, dlaczego nie widzieliśmy tego, co już od dłuższego czasu było przed naszymi oczami! 

Taki sposób projektowanie zagadek zasługuje na najwyższą pochwałę. Widać, że tutaj najważniejszą kwestią jest pomysł, a rozwiązywanie zagadek nie polega na odnajdywaniu maleńkich detali. To świetna wiadomość zwłaszcza dla osób z gorszym wzrokiem. Tutaj będą się doskonale bawić, nie odczuwając frustracji wynikającej z faktu, że nie mogą otworzyć kłódki, bo cyferki są zbyt małe albo odczytanie listu zawierającego ważne wskazówki nie jest możliwe z uwagi na małą ilość światła.

Dla kogo można polecić ten pokój? W uwagi na poziom trudności zagadek, rozwiązania ich może podjąć się każdy, nie jest on chyba jednak najlepszym wyborem dla drużyn początkujących. Wynika to z pewnej, przyznać trzeba, dużej wady tego pokoju. Mianowicie, dla innych escape roomów stawia on poprzeczkę tak wysoko, że bardzo niewiele miejsc może w ogóle marzyć o konkurowaniu z Postapo, bardzo wiele miejsc będzie więc wyglądało na jego ubogich krewnych i trudno będzie znaleźć pokój, gdzie będą mogli bawić się na tak wysokim poziomie.

Na pytanie, czy warto tu przyjechać, odpowiedź może być tylko jedna: Tak! Warto tu przyjechać z okolic Łodzi (wtedy to pozycja wręcz obowiązkowa), Warszawy, a także innych miejsc w naszym kraju (choć biorąc pod uwagę nasze doświadczenia z innych krajów, tam też trudno byłoby znaleźć coś porównywalnego).

Recenzja ta może wyglądać bardziej na laurkę, ale faktem jest, że jeszcze nigdy nie spotkaliśmy miejsca tak doskonale zaprojektowanego, gdzie rozgrywka odbywała się na najwyższym możliwym poziomie. Mamy nadzieję, że pozostałe pokoje w ofercie, których jeszcze nie widzieliśmy (Hunter i Prolog) prezentują podobny poziom (odwiedzona wcześniej Petite Rose też była bardzo dobra) i na pewno nie zawahamy się tego sprawdzić.

Powrót do listy pokojów

CZARODZIEJKA



Praski Pokój Zagadek to miejsce, gdzie zaczęła się nasza przygoda z Escape Roomami, dlatego też wróciliśmy do niego z pewnym sentymentem, tym razem wybierając Pokój Czarodziejki.

Na miejscu pojawiliśmy się o wyznaczonym czasie, jednakże zostaliśmy poproszeni, by chwilę poczekać z racji opóźnienia grupy grającej przed nami. Cierpliwie więc czekaliśmy na swoją kolej. 

Po wejściu do pokoju – standardowe kilka słów wprowadzenia i możemy się rozejrzeć po okolicy. Pierwsze wrażenie – nie tego spodziewaliśmy się po tajemniczym pokoju czarodziejki, który w naszej wyobraźni powinien być połączeniem klimatu czarów, magii i tego wyjątkowego ulotnego nastroju. Witają nas za to pokryte tapetą ściany, okropna duchota i  różnorodne zadania. Nie poddajemy się więc i zaczynamy naszą grę. Zagadki są zróżnicowane, ale nie zawsze logiczne.

Chwilami mamy wrażenie, że gubimy główny cel naszej wyprawy, a czasami – nie do końca wiemy jak mamy wykorzystać znalezioną wskazówkę. Mamy też moment przestoju, w którym ciężar gry spoczywa na jednej osobie, a reszta próbuje dojść do rozwiązania już posiadanych tropów. Niestety wiele naszych prób okazuje się nieudanych, a 60 minut szybko mija. I tu po upływie czasu – znów rozczarowanie. Mimo, że my czekaliśmy, by poprzednia grupa skończyła swoją grę – w naszym przypadku drzwi się otwierają punktualnie i gra zostaje zakończona. Wychodzimy więc z niedosytem i niepełnym zrozumieniem logiki elementów gry.

Jedna uwaga dla osób planujących odwiedziny z dziećmi – uważajcie na bardzo strome schody, jakie znajdują się w pokoju, ponieważ łatwo o upadek. Będące z nami dziecko doświadczyło właśnie takiej sytuacji i tu plus dla obsługi, która w chwilę zjawiła się w środku, by sprawdzić, czy nic się nie stało.
Ogólnie pokój pod wględem trudności zaliczamy do średnich, dla 4 osób maksimum. Jednakże idąc tam nie spodziewajcie się fanfar i efektu WOW, to po prostu miejsce na mapie, które można odwiedzić.



DOM ŚMIERCI




Nawiedzony dom, tajemnica zaginionych studentów i demony nękające okolice.. Czego chcieć więcej :-). 

Do tego jakże uroczego miejsca wybraliśmy pewnego deszczowego wieczora.. I tu od razu nasza rada – koniecznie idźcie tam po zachodzie słońca, bo wtedy budzą się nie tylko złe moce, ale i nastrój, na który czekają miłośnicy horrorów i skaczącej pod sufit adrenaliny. 

Porzucamy więc nasze samochody i ostatnie metry przemierzamy na piechotę. Wita nas ciemne podwórze, dom z oknami zabitymi deskami i samotny wózek dziecięcy, zupełnie nie zachęcający do zajrzenia do środka. Zanim znajdziemy się w domu – zmuszeni jesteśmy przeszukać ogród, który powoli daje nam parę wskazówek. Kiedy wreszcie możemy wejść do środka, stajemy przed pierwszym wyzwaniem, mianowicie – KTO wejdzie pierwszy, a kto zamknie stawkę – z przodu źle, z tyłu nawet gorzej. 

Po krótkiej przepychance, wchodzimy gęsiego do  pierwszej izby. No przecież jesteśmy dorośli, a ekipa Creepy Story widzi nas na kamerach... prawda? 

Wnętrze domu wygląda z pozoru normalnie, jednakże szybko mamy się przekonać, że pierwsze wrażenie często bywa mylne, a może właśnie celowe, by zostać na dłużej i zweryfikować pierwszy pogląd. W trakcie zajmowania się zagadkami szybko dowiadujemy się, że dom ma swoje drugie oblicze, które nie ma nic wspólnego z romantycznymi historiami rodem z Walentynek. 

Podskakujemy więc co chwilę, na zmianę nerwowo się rozglądając i śmiejąc się z samych siebie. Czas mija, a my metodycznie przemierzamy kolejne miejsca. A wierzcie nam – jest ich sporo i każde w innym stylu, każde mroczne, niektóre lekko psychodeliczne, szepczące do nas, wołające nas i czające się na nas w najmniej przewidywalnym momencie. Nie brakuje tu zagadek na spostrzegawczość, kodów, logiki, zręcznościówek, czy kluczyków. I jak to bywa w takich miejscach – niekoniecznie o zagadki tu chodzi, a o nastrój, panującą ciemność, kroczące za nami nieznane moce i koniec końców świetną zabawę.

2 godziny, bo tyle mamy, mijają niezwykle szybko. Coś lub ktoś bacznie nas obserwuje, a my idziemy przed siebie rozdzielając się na szalony metr co najwyżej.. tak na wszelki wypadek. Czas, jaki mamy na znalezienie odpowiedzi co wydarzyło się w tym domu, kończy nam się zdecydowanie za szybko, ale ekipa się nie poddaje i daje nam grać dalej. Niestety konstrukcja jednego zadania i nasze gapiostwo uniemożliwiają nam wyjście z domu o własnych siłach. Nie psuje nam to natomiast zabawy, ponieważ większość zadań zaliczamy celująco. 

Po grze spotykamy wreszcie gospodarzy – ludzi z pasją, roześmianych i chętnych do rozmowy, a to zawsze dla nas ogromna wartość dodana.

Pokój idealnie nadaje się dla 5 osób, poziom zagadek waha się od średniego do trudnego, a różnorodność pomieszczeń nie pozwala się nudzić.

Polecamy każdemu miłośnikowi mrocznych klimatów, każdemu kto nie lubi spędzać czasu w 1 pokoju i każdemu, kto ma ekipę otwartą na nowe wyzwania nocną porą!

Wiemy, że Creepy Story ma w planach kolejny „pokój” – czekamy więc z palcem na klawiaturze, by kliknąć w rezerwację, gdy tylko się otworzy. 


Powrót do listy pokojów

POLANA



Escape room to doskonała rozrywka dla wszystkich szukających niestandardowych sposobów na spędzanie wolnego czasu. Naturalnym jest, że osoby bardziej w tej materii doświadczone chciałyby zarazić swoją pasją tych, którzy nie zaznali jeszcze smaku ucieczki, kiedy od wyjścia z pokoju dzielą  tylko sekundy,  a oporny klucz nie chce się przekręcić w zamku.

Na początek przygody dobrze jest wybrać pokój, który poziomem trudności ani klimatem nie zrazi osób stawiających pierwsze kroki na escaperoomowej drodze. “Polana” w Domu Zagadek VR to właśnie takie miejsce.

Naszym zadaniem jest znalezienie ducha lasu i umieszczenie go na właściwym miejscu. Klimat pokoju jest przyjemny, faktycznie ma się wrażenie przebywania w lesie, a z głośników płynie dyskretna, miła i relaksująca muzyka oraz efekty dźwiękowe.

Zadania,  przynajmniej na początku polegają głównie na otwieraniu kłódek, do których należy znaleźć kombinację cyfr bądź kluczyk. Zagadki nie są zbyt skomplikowane, pod warunkiem, że wpadnie się na właściwe rozwiązanie, co czasem nie jest wcale tak oczywiste jak mogłoby wydawać się na pierwszy rzut oka. Nawet osoby doświadczone mogą “zawiesić się” w niektórych przypadkach. Współpraca to również element konieczny.

Warto zauważyć,  że w pokoju jest dość jasno, co dla osób z  gorszym wzrokiem jest dużym plusem. Wszystko widać wyraźnie, a fakt, że nie potrafimy dostrzec rozwiązania nie wynika z tego,  że wada wzroku nie pozwala nam zobaczyć pewnych szczegółów. Dla twórców pokoju za to duże brawa!

Pokój ten polecamy dla grup początkujących bądź mieszanych, jako dobry wstęp do rozpoczęcia przygody z escape roomami. Jest też odpowiedni dla dzieci, nie ma tutaj elementów horroru ani miejsc potencjalnie niebezpiecznych. 



PEGASUS



Wyjście do escape roomu ze znajomymi z firmy informatycznej powoduje konieczność wyboru odpowiedniego typu pokoju. A kiedy zaliczyło się już Misję: Haker, kolejnym logicznym wyborem jest Pegasus w Domu Zagadek VR.

Pierwsze wrażenie po wejściu do środka nie jest powalające.  Ot,  pokój jakich wiele, nie wygląda na to, aby było tutaj wiele do roboty. Szybko okazuje się jednak, że wrażenie to było błędne.... bardzo błędne. Pegasus szybko pokazuje bowiem swoje drugie oblicze.  A kiedy już wydaje się,  że nie zaskoczy nas więcej,  to właśnie znów to robi. Dobrym podsumowaniem tego escape roomu jest slogan z Transformersów: More than meets the eye. Powiedzieć trzeba,  że tak samo jak i wyżej wymieniony serial animowany, pokój ten jest swojego rodzaju sentymentalną podróżą do lat 90-tych XX wieku, kiedy to w wielu domach królowały podpięte do telewizora konsole Pegasus, a na półkach piętrzyły się stosy kolorowych kartridży z tytułami typu Ultra Super Mario czy 9999 in 1.

Zagadki są dość liczne,  niezbyt trudne  (chociaż w jednym czy dwóch  przypadkach nie obyło się bez podpowiedzi), a co najważniejsze, pasują one do klimatu i wystroju pokoju. Trzeba kombinować,  liczyć  (nawet całkiem sporo),  można też znaleźć elementy wymagające zręczności i współpracy.  Przed odwiedzeniem tego escape roomu dobrym pomysłem będzie też odkurzanie starej konsoli  (albo instalacja emulatora) i przypomnienie sobie godzin spędzonych z grą Bomberman :-) .

Pokój ten polecić można chyba każdemu.  Osoby początkujące nie będą sfrustrowane zbyt trudnymi zagadkami,  a drużyny bardziej doświadczone na pewno docenią wystrój pokoju. Pegasus jest również przyjazny dla dzieci,  brak tutaj elementów horroru,  a sam escape room jest zrobiony tak,  że nikomu nie powinna stać się tam krzywda.



EPIDEMIA Z



Wycieczka do Barcelony to dobry pretekst,  aby odwiedzić nowy escape room. Wybór nasz padł na Epidemię Z w Tactic Escape.  Pokój znajduje się  niedaleko kościoła Sagrada Familia  - jednej z największych atrakcji turystycznych miasta, łatwo więc połączyć go ze zwiedzaniem.

Rezerwując rozgrywkę wybraliśmy,  rzecz jasna,  wersję gry po angielsku, ale po wejściu pani poinformowała nas, że część pokoju nie została jeszcze przetłumaczona na język Szekspira  (a nie mogła się z nami skontaktować z uwagi na podany przy rezerwacji polski numer telefonu) i w zamian zaoferowała inny pokój. Krótka konsultacja i decyzja,  że próbujemy jednak znaleźć szczepionkę na epidemię zombi,  kilka hiszpańskich słów nie jest w stanie powstrzymać nas od uratowania świata. 

Po krótkim wprowadzeniu w postaci filmu video i wyposażeniu w krótkofalówkę zostaliśmy zamknięci w przedsionku bunkra, a nasze 60 minut zaczęło nieuchronnie zmierzać ku zeru.  Trzeba zauważyć, że w bunkrze  nie ma żadnego zegara pokazującego czas,  warto więc sprawdzić,  o której godzinie rozpoczęło się zabawę. 

Wystrój pokoju pasuje do charakteru rozgrywki,  jest ciemno,  światło czasem miga,  w oddali słychać odgłosy zbliżającej się hordy nieumarłych.  Zagadki nie są bardzo trudne,  polegają głównie na spostrzegawczości i łączeniu ze sobą różnych elementów.  Problem sprawiać może instrukcja obsługi jednego z urządzeń,  która nie w pełni odpowiada rzeczywistości oraz fakt, że podpowiedzi przekazywane są drogą radiową,  co w połączeniu ze specyficznym brzmieniem języka angielskiego w ustach osoby przyzwyczajonej do słów Cervantesa może powodować niejakie kłopoty w zrozumieniu treści przekazu.

W końcu udało się nam uratować świat, a właściwie to, co z niego ocalało i ze szczepionką w ręku opuściliśmy zainfekowany bunkier. 

Pokój polecamy grupom trochę bardziej zaawansowanym z uwagi na konieczność dokładnego przeszukiwania pomieszczeń,  do czego osoby rozpoczynające swoją przygodę z escape roomami mogą nie być przyzwyczajone,  a jego dość specyficzna atmosfera sprawia, że pokój nie nadaje się dla rodzin z dziećmi i osób nie lubiących się bać. Są tam elementy, gdzie można się przestraszyć,  choć w naszym przypadku zapytać należy kto przestraszył kogo...

Mamy też nadzieję, że brakujące elementy zostaną szybko przetłumaczone na język angielski.  Przed rezerwacją tego pokoju warto się o tym  upewnić.

Powrót do listy pokojów


KOMNATA TAJEMNIC


11-te urodziny to wyczekiwany przez wielu moment, kiedy magiczna sowa przynosi list z Hogwartu, zapraszający do rozpoczęcia nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa. Cóż, tak działa to w Wielkiej Brytanii. W Polsce listy wysyłane są przez Pocztę Polską, dlatego też dotarły do nas z „niewielkim” opóźnieniem ;-) . Na naukę magii nigdy nie jest jednak na późno, dlatego też z ochotą ruszyliśmy ku przygodzie.

W książce Harry Potter przechodzi przez magiczny peron 9,75 na stacji kolejowej w Londynie, aby dostać się do pociągu mającego zabrać go do szkoły. W Polsce wejście ukryte jest między sklepami w centrum handlowym M1. Biorąc pod uwagę problemy z parkowaniem w centrum Warszawy wydaje się to lepszym rozwiązaniem.



Okazało się jednakże, że przez przyjęciem w poczet uczniów magicznej szkoły należy przejść test rozwiązując szereg zagadek potwierdzających nasze umiejętności. Ochoczo przystąpiliśmy do dzieła…

Pokój „Komnata Tajemnic” prowadzony przez Świat Zagadek pozwala właśnie na przeniesienie się w świat Harry’ego Pottera. Zagadki są dość liczne, aczkolwiek niezbyt skomplikowane, jako że pokój przeznaczony jest głównie dla rodzin z dziećmi lubiącymi przygody małego czarodzieja. Nie znaczy to jednak, że inni nie będą się tutaj dobrze bawić! Pokój zrobiony jest z dbałością o szczegóły, a wystrój pomaga wczuć się w klimat sagi. Trzeba trochę pokombinować i policzyć, a przede wszystkim uważnie patrzeć.

Istnieją escape roomy, gdzie właściciele nie mieli pomysły na wystrój pokoju oraz takie, gdzie widać, że jest on przemyślany, a w pokój włożono dużo serca. „Komnata tajemnic” zdecydowanie zalicza się do tej drugiej kategorii. 

Nawet grupy zaawansowane, które „zjadły zęby” na najtrudniejszych pokojach w Polsce powinny odwiedzić ten escape room dla samego klimatu, a dla fanów Harry’ego Pottera to pozycja wręcz obowiązkowa. Jest to też dobry pokój na rozpoczęcie swojej przygody z escape roomami.



HUNTER



Forest Escape… forma pokoi zagadek, które polubiliśmy już w trakcie pierwszego kontaktu – wtedy jeszcze w Rozalinie. Kolejne wyzwania, których się podjęliśmy, to już okolice Łodzi. Tu właśnie pewnego listopadowego wieczora trafiliśmy do Huntera. Na pierwszy rzut oka – spokojna, drewniana chatka, stojąco przy cichej drodze. Nikt nas nie przywitał, nikt na nas nie czekał… czyżby o nas zapomnieli? Nic bardziej mylnego. Enigmatyczny list, podrzucony do skrzynki, jasno pokazał, że czekają na nas… aż za bardzo.. o czym mieliśmy się przekonać w trakcie gry. 

Pierwsze wrażenie po dostaniu się do domu – spokojna chatka, w której wesoło trzaska ogień w kominku, a z głośnika płynie relaksujący jazz. Czy tym naprawdę jest? A co, jeśli kryje w sobie tajemnice, których być może wcale nie chcemy poznać? W trakcie natrafiania na kolejne zagadki przekonaliśmy się, że ich różnorodność i trudność nie pozwolą na nudę, a zaangażowanie 5 osób, to niezbędny element osiągnięcia sukcesu. I gdy już przyzwyczailiśmy się do tej niepozornej chatki, okazało się, że czasem trudno przewidzieć wszystko, co jeszcze na nas czeka.. a co jeśli z minuty na minutę zmieni się otoczenie? Albo dobrze znany pokój raptem dostosuje się do dalszej części gry bez naszego pośrednictwa? Co jeśli spokojny domek kryje w sobie tajemnicę bardziej mroczną, niż myśleliśmy?

Poziom zagadek waha się od prostych, aż do naprawdę trudnych. Liczy się logika, spostrzegawczość, a czasem nawet zdolności manualne. To nie jest pokój, w którym będziecie biegać i czołgać się, trzymając w zębach kluczyki do setek kłódek. To pokój, gdzie trzeba słuchać siebie nawzajem, informować o wszystkim co się widzi, patrzeć na detale i gdzie liczy się jak bardzo potraficie się wczuć w zmieniające się otoczenie.

Stanowczo polecamy grupom 5 osobowym, średnio-zaawansowanym, lubiącym dłuższe rozgrywki, bo Hunter to gra dwugodzinna.

Tam, gdzie zawiedzie pomysłowość, możecie liczyć na wsparcie kogoś z ekipy Forest Escape – na kogo byście nie trafili, spośród tej trójki pozytywnych gości, zapewniamy Was, że będziecie bardzo zadowoleni.

Polecamy i polecać będziemy.. a rok 2019 zapowiada się u nich bardzo interesująco…



PROLOG



Mapa pokoi zagadek wiedzie czasem… do lasu. Lasu ciemnego, obcego, lasu z pogranicza dreszczowca, którego przypadkowo stajemy się zakładnikami. Tak właśnie było w przypadku Prologu. 

Na dzień dobry – wąska, zarośnięta ścieżka prowadząca… no właśnie, dokąd? Ale przecież co to dla nas – idziemy, jak daleko można iść, zanim nie trafi się na oznaki cywilizacji? Otóż można… Po przebiciu się przez krzaki dotarliśmy do starej altanki, która schronienia nam nie dała, ale za to wyposażyła nas w akcesoria potrzebne do dalszych etapów gry. A te miały się rozegrać w miejscu dość specyficznym… z drugiej strony – nie spodziewajmy się przytulnej kanapy i kubka kakao, jeśli historia pokoju, w jakim się znajdujemy mocno bazuje na klimacie psychiatryka. 

Miejsce, w jakim się znaleźliśmy, to przeskok z wiaty, w świat opuszczonego szpitala, emanującego pozostałościami medykamentów, skrywających odpowiedzi na pytania, mające dać nam przepustkę do dalszych etapów gry. Te nadeszły dość szybko, a wraz z nimi atmosfera stała się nawet bardziej mroczna, poziom zagadek okazał się być bardziej skomplikowany, a ich dostrzeżenie wymagało mocnego wytężenia wzroku. Nie wszystko było oczywiste, czasem się gubiliśmy w dochodzeniu do rozwiązań, ale trochę dzięki logicznym skojarzeniom, w dużej mierze dzięki konsekwentnemu obserwowaniu pomieszczenia – mogliśmy kontynuować naszą przygodę. Nie możemy mówić za wiele, ale jeśli jesteście zwolennikami ponurych, lekko psychodelicznych klimatów – pytamy, czemu jeszcze tam Was nie było 😊? Nie będzie spoilerem, jeśli powiemy, ekipa z Forest Escape mocno dba, by mnogość zadań, a także pomieszczeń zaskakiwała podobnie, jak różne formy zagadek, gdzie przeplatają się kłódki, kody, znaczki, napisy i zręcznościówki.

Według nas – pokój pod względem trudności i atrakcyjności – średni, ale warty odwiedzenia, szczególnie, jeśli tego samego wieczora połączycie go z Hunterem. Dla grup 4 – 5 osobowych, lubiących ruch i myślenie… w dowolnej kolejności. Jednakże warto mieć już pewne doświadczenie w Escape Roomach, ponieważ w przeciwnym wypadku 2 godziny mogą okazać się niewystarczające.

Powrót do listy pokojów


TESLA




Dom Kluczy stał się mocnym punktem na naszej liście, już w chwili, gdy odwiedziliśmy Testament - wujek Mordechaj, przeróżne kłódki i atmosfera tajemnicy, skrywanej w gabinecie sprawiły, że nie mieliśmy wątpliwości, że jeśli pojawi się kolejny pokój w ofercie tej firmy - z całą pewnością również go odwiedzimy.


I tak dotarliśmy do Tesli.

Tym razem zmieniliśmy się w członków Domu Kluczy - tajnej organizacji, która zajmuje się chronieniem ludzkości przed zjawiskami nadprzyrodzonymi. Naszym zadaniem było uratowanie świata przy wykorzystaniu wynalazków Nikoli Tesli.


Pierwszy kontakt z pokojem – znaleźliśmy się w rzeczywistości mocno zakorzenionej w eksperymentach Tesli – otoczyło nam więc sporo techniki, żarówek, rozwiązań bazujących na elektryce i logicznych zagadkach. Na całą rozgrywkę mieliśmy 60 minut, która miała nam starczyć na przejście przez zróżnicowane zadania, wymagające dużej dawki współpracy grupowej oraz kojarzenia faktów. Całość z kolei osadzona była w świecie Nikoli Tesli, jego wynalazkach i badaniach. Było to więc świetne połączenie wiedzy o naukowcy z zabawą na najwyższym poziomie.

Pokój okazał się być idealny dla 4 osób, ponieważ każdy z nas miał co robić, bez ryzykowania chwilami przestoju.

Niestety Tesla wraz z końcem stycznia zostanie zamknięty. Jeśli jednak kiedykolwiek zostanie udostępniony graczom  - nie zastanawiajcie się nad pójściem ani chwili, bo zapewniamy Was, że nie będzie to stracony czas.

Powrót do listy pokojów


OPĘTANIE



Toruń – miasto urokliwe i jedyne w swoim rodzaju, a w nim szansa na poszerzenie listy odwiedzonych pokoi. Korzystając więc z okazji – pojawiliśmy się w Domu Kłódek, w  Opętaniu.

Szybkie wprowadzenie i oto znaleźliśmy się w innej rzeczywistości, podzielonej na dom w lesie i jego okolice. Pierwsze zadanie – połączyć się na nowo z resztą grupy. A jak? Analizując znaki na ścianach, mapy, łącząc fakty i dużo współpracując z osobami, które tylko słyszeliśmy, natomiast których nie mogliśmy zobaczyć.

I kiedy wreszcie nam się to udało – rozpoczęliśmy przygodę jako jedna grupa, przed którą stało wyzwanie w postaci łamigłówek, kłódek, rozgrywek i techniki. I gry wydawało nam się, że rozwiązaliśmy już wszystkie zadania – przed nami otworzyła się zupełnie inna historia, bardziej mroczna, wymagająca wyższego poziomu zaawansowania, niosąca ze sobą niepokój, który dodawał kolorytu rozgrywce.

Wielki plus dla właścicieli, ponieważ pokój można dostosować do preferencji oraz wieku uczestników – może zakończyć grę na historii osadzonej w chacie, albo kontynuować, stawiając na akcenty przyprawiające o dreszczyk emocji.

Dla nas – bardzo pozytywne odkrycie poza utartym szlakiem warszawskich pokoi. 

Polecamy osobom na średnim poziomie zaawansowania, a z racji możliwości wybrania tematyki – również rodzinom z dziećmi.



KOLONIZACJA MARSA




Ziemia umiera. Jedyną nadzieją na przetrwanie ludzkości jest skolonizowanie najbliższej nam planety  - Marsa. Nie nadaje się ona jednak do życia, konieczne jest przeprowadzenia procesu terraformingu.

Zespół naukowców ESC Team Polska został poproszony o pomoc przy ukończeniu badań, które pozwolą na zasiedlenie Czerwonej Planety. Konieczny jest jednak pośpiech, gdyż na plecach czuć gorący oddech konkurencji, mamy tylko 60 minut.

Pokój "Kolonizacja Marsa" prowadzony jest przez Świat Zagadek mieszczący się w centrum handlowym M1 w Markach. Lokalizacja ta gwarantuje ścisłe przestrzeganie przepisów przeciwpożarowych, która to kwestia stała się ostatnio dość ważna. Ponadto, nietrudno tam o znalezienie miejsca parkingowego.



Po krótkim wprowadzeniu zaczyna się właściwa zabawa. Pokój nie jest liniowy, zagadki można rozwiązywać w (prawie) dowolnej kolejności. Nie są zbyt trudne, wymagają jednak pewnej dozy kombinowania (w końcu jesteśmy naukowcami), konieczna jest też współpraca całego zespołu. Nie zaszkodzi też znajomość chemii, choć nie jest to element konieczny.

Nie jest to pokój kłódkowy, a jego wystrój odpowiada powierzonemu grupie zadaniu i pozwala dobrze wczuć się w klimat zabawy.

Polecamy go grupom średnio zaawansowanym, mającym już pewne doświadczenie w rozwiązywaniu zagadek, dla fanów SF to pozycja obowiązkowa!

Powrót do listy pokojów


LABORATORIUM



Zadanie: znaleźć wyjście z Laboratorium
Czas: 60 minut
Nagroda: możliwość współpracy z jednym z najlepszych naukowców na świecie. ;-)

Dlatego też w słoneczne, środowe popołudnie ESC Team Polska znalazła się w tajnym Laboratorium Profesora. Pomieszczenie znajdowało się blisko Placu Konstytucji, w dogodnej odległości od metra.

Po wejściu do środka oczom drużyny ukazało się wnętrze laboratorium pełne, próbówek, mikroskopów i innego sprzętu niezbędnego przy badaniach naukowych. ESC Team ochoczo zabrała się za rozwiązywanie czekających ich zadań.


Zagadki, które Room Escape umieściło w pokoju są różnorodne, wymagają  one współpracy, pewnych umiejętności matematycznych, spostrzegawczości (pewne rzeczy ukryte są na widoku w myśl zasady, że najciemniej jest pod latarnią), koordynacji oko-ręka, a przede wszystkim logicznego myślenia.

Pokój nie jest liniowy, wiele zagadek można rozwiązywać jednocześnie, większe grupy nie będą się więc nudzić, każdy bowiem znajdzie coś do roboty.

Ponieważ jest to laboratorium, znajomość matematyki, fizyki oraz chemii będzie tutaj pomocna, chociaż nie jest to element niezbędny. Rozwiązywanie zagadek dostarcza na pewno sporo satysfakcji, a o to głównie chodzi!

Zadania nie są bardzo trudne, chociaż pokój też stworzony został z myślą o grupach bardziej zaawansowanych, mających już jakieś doświadczenie  z escape roomami i dla takich właśnie drużyn sprawdza się doskonale. Dla "umysłów ścisłych" oraz osób pragnących dopieścić swojego wewnętrznego nerda jest to pozycja obowiązkowa, jako że istnieje niewiele pokojów o podobnej tematyce.

Powrót do listy pokojów


ASASINO


13 lutego 2019r. ESC Team Polska udała się w okolice Uniwersytetu Warszawskiego w odpowiedzi na wezwanie ich wykładowcy. Po dotarciu na miejsce okazało się jednak, że w pokoju nie ma nikogo. 

ESC Team Polska zauważyła jednakże,  iż drzwi do gabinetu nie były zamknięte na klucz, po czym raźnie wkroczyła do środka.  Drzwi zatrzasnęły się za nimi odcinając jedyną drogę ucieczki, a dla ESC Team Polska rozpoczęło się gorączkowe poszukiwanie wyjścia,  ponieważ profesor okazał się nie do końca tym, za kogo się podawał...

To właśnie początek fabuły pokoju Asasino, prowadzonego przez Master od Escape. Znajduje się on na Krakowskim Przedmieściu, niedaleko od metra, jest to więc dogodny punkt komunikacyjny.  Z zaparkowaniem samochodu może być już trochę gorzej.

Fabuła nawiązuje do znanej serii gier (oraz niezbyt udanego filmu) Assassin's Creed, a zadaniem graczy, którzy wcielają się w studentów,  jest znalezienie innego wyjścia z pokoju oraz przy okazji uratowanie świata.

Zagadki są liczne,  dość trudne, wymagają spostrzegawczości,  współpracy,  kojarzenia faktów oraz pewnych zdolności matematycznych. Osoby lubiące filmy z Indianą Jonesem oraz serial Bibliotekarze czy też serię książek Luisa Montero Manglano znajdą się w swoim żywiole. Warto zauważyć,  że jest to pokój nowoczesny, oparty w znakomitej większości na rozwiązaniach elektronicznych, a kłódki są tylko miłym dodatkiem do zabawy.

Pokój ten polecany jest grupom zaawansowanym, które lubią klimat tajemnicy,  spisków i tajnych organizacji o ogólnoświatowym zasięgu.  Zabawa jest przednia, a rozwiązywanie zagadek dostarcza dużo satysfakcji.

Szkoda tylko, że jest to jak na razie (stan na luty, 2019r.) jedyny pokój w ofercie Master of Escape, ale kiedy tylko otworzą kolejny,  nie omieszkamy się go sprawdzić.

Powrót do listy pokojów


LEGOWISKO KANIBALA



"Odpocznijcie od pracy..." - mówili,
"Wyjedźcie na łono natury..." - mówili
Co może pójść źle...?

Rozładowana bateria w telefonie i brak GPSa, zbliżający się zmrok i samotna chata, a w środku czyhający kanibal, marzący, by urozmaicić sobie kolację.

ESC Team Polska obudziła się zamknięta w celach, a na ucieczkę miała tylko godzinę...


Brzmi to jak klasyczny scenariusz krwawego horroru, gdzie krew tryska szeroko i mało kto ma szansę ujść z życiem... albo początek escape roomu "Legowisko kanibala" prowadzonego przez Zagadkownię. W tym przypadku "ujście z życiem" zależy od biorących udział w zabawie graczy, ale uprzedzić należy, że nie będzie łatwo.

Zagadki zdecydowanie należą do kategorii zaawansowanych, trzeba sporo pokombinować, wykazać się zmysłem obserwacji, niektóre rzeczy są bowiem trudne do znalezienia, na pewne rzeczy warto spojrzeć pod innym kątem, a na inne przymknąć oko ;-)

Escape room mieści się w śródmiejskiej kamienicy, pod poziomem ziemi, a ceglane sklepienia dają odpowiedni klimacik i można poczuć się jak w lochu lub piwnicy, gdzie upolowana zwierzyna powoli kruszeje. Zimą może być tam lekko chłodnawo, zalecamy więc zabranie czegoś cieplejszego niż T-shirt.

Gra przewidziana jest na 60 minut, ale ilość i stopień skomplikowania zagadek powodują, że mogłaby swobodnie trwać 90 (biorąc pod uwagę czas, jaki twórcy przewidzieli pomiędzy wejściem jednej grupy i kolejnej, zdają sobie z tego doskonale sprawę, nie powinno więc być problemem dokończenie gry nawet po przekroczeniu limitu czasu).


Pokój ten polecamy drużynom zaawansowanym, którym nieobce są trudne ucieczkowe wyzwania. Osoby, które nie lubią widoku krwi lub cierpią na zawroty głowy powinny pomyśleć, czy nie lepiej odwiedzić inne pokoje w ofercie Zagadkowni. Tam też będą się doskonale bawić.

Powrót do listy pokojów


PIWNICA



Firma Room Escape zlokalizowana w warszawskim Śródmieściu, to nie tylko Laboratorium, ale także Piwnica, którą zdecydowaliśmy się odwiedzić tego samego dnia.

Na początek nasze oczekiwania – chcemy mrocznego klimatu, żeby podskoczyć i potem się z siebie śmiać, żeby trudno było przewidzieć co będzie czaić się za rogiem. Zatem wchodzimy...

Pomieszczenie jest niepozorne, zagadki wydają się być dość proste i dobrze wyeksponowane. Przechodzimy więc pierwszy etap szybko, radząc sobie z kolejnymi wyzwaniami. W miarę posuwania się z zadaniami – odkrywamy kolejne, które bazują mocno na spostrzegawczości, współpracy, czy logice ocierającej się o matematykę. Nie ma tu mowy o nieliniowych przeskokach akcji, czy też atmosferze wilgotnej, kamiennej piwnicy, która przerazi każdego śmiałka.


Co więc jest? To raczej pokój, który kiedyś ktoś zamieszkiwał, a potem porzucił go zostawiając parę wskazówek, dla osób, które będą szukać odpowiedzi co mogło się z nim stać.

Pokój jest prosty, liniowy, stworzony dla grup 4-5 osobowych, na spokojnie również tych początkujących.

Nie zaliczymy go do naszych faworytów, ale przed nami kolejne 3 pokoje Room Escape, zlokalizowane przy ulicy Marszałkowskiej, na których atmosferę niezwykle liczymy...

Powrót do listy pokojów

OLIMP



Nasza przygoda z Escape Roomami wciągnęła nas tak bardzo, że na horyzoncie pojawiły się długo
wyczekiwane pokoje nr 99, 100 i 101. Tym ostatnim z serii dwucyfrowych stał się Olimp. 

Oczekiwania więc mieliśmy duże, a gdzie szukać zagadkowego potencjału jak nie na Olimpie...a może też w Hadesie? Był to początek naszej podróży przez czas i przestrzeń tego wieczora...

Chaos spowodowany rozpustą Bogów musi zostać opanowany, a my, zwykli śmiertelnicy –wyruszamy na spotkanie z tymi nieosiągalnymi na co dzień istotami. Wprowadzani jesteśmy w absolutnych ciemnościach, za pomocą filmu, który pokazuje z czym się będziemy mierzyć przez kolejne 60 minut. Czasu niewiele, a jak się okazuje – wyzwań sporo. Zadania same prowadzą nas przez sobie znany porządek, zmagamy się z zagadkami logicznymi, sprawnościowymi, ale... jeśli uważacie, że w tym pokoju bez spostrzegawczości się obędzie – mylicie się. Wystarczy się rozejrzeć.


Posejdon mierzy w nas swoim trójzębem, Hefajstos wskazuje na nas swoim młotem, mądra Atena obserwuje nasz wyścig z czasem, a Dionizos... no, Dionizos oferuje to, co ma najlepsze. Kiedy docieramy do Styksu – Obole pozwalają nam przepłynąć na drugą jego stronę (przy czym nie wiemy, czy to do końca dobra wiadomość ;-) ). Czas mija szybko, ale ilość zagadek nie jest przesadzona, przez co ze wszystkim się wyrabiamy.

Co warto podkreślić – pokój nie ma w sobie żadnych kłódek, wszystko bazuje na elektronice, co jest świetną odskocznią od rutynowych kodów i kluczyków, prowadzących do standardowego okrzyku – weszło! Tym razem nie da się przeskoczyć „systemu”, nie da się dobrać losowo cyfry – albo odpowiedź jest prawidłowa, albo... szukamy dalej.

Kolejny mocny punkt, to obsługa – wyrozumiała wobec naszej grupy, a wiadomo – bywa ciężko ;-).

Dziękujemy wszystkim trzem Paniom, które dały radę w wyjątkowo profesjonalnym stylu (nawet z mopem w ręku, ale o tym w Muszkieterach...).

Pokój oceniamy na dostosowany dla 4-5 osób, na poziomie średnio zaawansowanym. I naprawdę bardzo POLECAMY!



MUSZKIETEROWIE



Kolejnym etapem naszej odysei przez czas i przestrzeń stała się XVII-wieczna Francja, rządzona przez ukrywającego się w cieniu kardynała Richelieu. 

Zadanie ESC Team Polska: odnalezienie królewskich klejnotów i zdemaskowanie spisku kardynała.

Czas na wykonanie zadania: 60 minut, dopóki dostojnik nie wróci z mszy.

Po krótkim, filmowym (jak i poprzednio) wprowadzeniu, rozpoczęliśmy przeszukiwanie pokoju celem znalezienia wskazówek mogących pomóc nam rozwiązać zagadkę. Okazało się to być wcale niełatwym zadaniem. Jako że pokój nie posiada kłódek, zagadki są interesujące, w większości bardzo dobrze przemyślane, wymagające współpracy, spostrzegawczości, logicznego myślenia i łączenia ze sobą faktów.

Pamiętać należy, że kardynał Richelieu to przebiegła istota, nie wszystko więc, co na pierwszy rzut oka pasuje do rozwiązania, da nam właściwy wynik, a mnogość śladów nie pomaga w rozjaśnieniu obrazu sytuacji

Znajomość geografii Europy oraz średniowiecznej lingua franca - łaciny, a także pewna doza pobożności mogą pomóc w rozwiązaniu zadania, ale nie są, rzecz jasna, niezbędne.

Na pochwałę zasługuje wystrój pokoju, który krok po kroku odsłaniał przed nami swoje tajemnice, a pomimo naszego pewnego już doświadczenia z pokojami ucieczki, potrafił też zaskoczyć zastosowanymi rozwiązaniami.

Pokój ten polecamy grupom bardziej doświadczonym, szukającym nowych, ciekawych i nietypowych rozwiązań.

Pokój ten był naszym setnym escape roomem, który odwiedziliśmy. Dojście do tej, jakże ważnej liczby, uczciliśmy godnie w stylu ESC team Polska, pijąc prawdziwego szampana (Piccolo). Niestety, nieubłagane prawa fizyki (a może zemsta kardynała, którego niecny spisek udało się nam odkryć) spowodowały, że (pomimo wysiłków) pewna część płynu znalazła się na podłodze. W tym miejscu chcielibyśmy podziękować załodze RoomEscape za udostępnienie kieliszków, które uświetniły tę, jakże dla nas ważną, okazję.



INTERACTIVE



Ostatnim etapem wieczornej podróży przez czas i przestrzeń (a zarazem początkiem drugiej setki escape roomów) okazał się pokój Interactive, który jest wyprawą w przyszłość i głęboki kosmos. 

ESC Team Polska otrzymała niepowtarzalną okazję wstąpienia w szeregi Gwiezdnej Floty stojącej na straży pokoju w galaktyce. Nie każdy może jednak stać się członkiem tak elitarnej formacji, dlatego też warunkiem przyjęcia w poczet jej członków jest przejście ostrej selekcji, będącej wyzwaniem dla umysłu i sprawności każdego członka drużyny.

Dekoracja pokoju jest dość minimalistyczna, aczkolwiek pasująca do jego tematu. Osoby lubiące science fiction odnajdą tutaj mnóstwo smaczków, które uczynią zabawę jeszcze przyjemniejszą. Już nawet sam film wprowadzający jest nawiązaniem do jednej z ważniejszych książek jednego z gigantów fantastyki naukowej - Roberta A. Heinleina. 

Zagadki są trudne, wymagają dużej dozy spostrzegawczości, współpracy, używania różnych zmysłów oraz, co ciekawe, pewnej ręki i celnego oka. Należy pamiętać., aby zawsze stosować się do ostrzeżeń. Ponieważ jest to przyszłość, przyzwyczajenia płynące z używania starych, klawiszowych telefonów komórkowych mogą skomplikować rozwiązanie zadania. ;-) Znajomość rozgwieżdżonego nieba nad naszymi głowami oraz budowy układy słonecznego mogą być natomiast pomocne.

Pokój ten jest inny, nietypowy, trudny, ciekawy, oferujący niestandardowe zagadki i ich rozwiązania. Czy właśnie w tym kierunku idzie przyszłość escape roomów. Nie wiemy tego, ale na pewno nie jest to zły kierunek.

Pokój ten polecamy grupom doświadczonym, znającym już temat escape roomów. Będzie dla nich powiewem świeżości, a rozwiązywanie zadań dostarczy na pewno dużej satysfakcji. Dla nas to dobry początek drugiej setki escape roomów!

Amsterdam – miasto barwne, zaskakujące widokami na każdym kroku i… kryjące w swoich zakamarkach Escape Roomy, których namiastkę postanowiliśmy odkryć. W ten sposób trafiliśmy do MyEscapeClub i do pokoju o wdzięcznej nazwie „The Curse”.

Od pierwszego kontaktu mamy ultrapozytywne odczucie – ekipa MyEscapeClub bez mrugnięcia  okiem zgodziła się, by w naszą rozgrywkę włączyć akcent prezentu urodzinowego dla członka naszej grupy. W tym miejscu bardzo dziękujemy za wsparcie i zorganizowanie niespodzianki. Jeśli myślicie o czymś podobnym, będąc w Amsterdamie – trafiliście idealnie.

Ale wróćmy do pokoju. Sprowadzeni do podziemi zostajemy zamknięci w kaplicy, która nie odbiega widokiem od tych spotykanych w innych miejscach, gdyby nie szczegół przykuwający naszą uwagę, niepokojąc i zapowiadając wydarzenia w dalszej części rozgrywki. Tym szczegółem jest odwrócony krzyż, ślady po innych, pewna zagadkowość… i pustka ukryta w znakach, symbolach, wskazówkach i łamigłówkach, z którymi mierzymy się, ściągając się z czasem. Podpowiedzi? Te mrożą krew w żyłach,  zwracają na siebie uwagę i prowadzą w dalsze części gry. Idziemy więc dalej, w świat mnichów, zaklęć i klimatu. To ten klimat sprawia, że niechętnie myślimy, że zabawa zamknięta jest w limicie czasowym. 60 minut. Tylko tyle mamy, by nacieszyć się atmosferą, odrobiną dreszczyku i oryginalnością. Ostatnia część to majstersztyk w tworzeniu otoczki oczekiwania, mistycyzmu i budowania niepokoju, które nieubłaganie prowadzi nas do rozwiązania.

Pokój polecamy grupom zaawansowanym i średnio zaawansowanym, liczącym sobie od 4 do 5 osób.

Z naszej perspektywy – gdyby tylko czas na to pozwolił – odwiedzilibyśmy resztę pokoi w MyEscape. Niestety nie było to możliwe, ale was bardzo do tego zachęcamy.



THE CURSE (English version)


Amsterdam - a colorful city with unexpected views at your every step and... hiding in its nooks some Escape Rooms that we have decided to discover, And it was thus, that we found MyEscapeClub and an escape room with a graceful name - The Curse.

From the very first moments we have had very positive feelings - MyEscapeClub team readily agreed to include an additional element to our playtime - a birthday gift for a member of our team. We would like to thank them for their support and the preparation of the surprise. If you think of doing something similar while in Amsterdam - you know where to go.

Let's get back to the room itself. After being led to the dungeon we were encarcerated in a chapel. It woold look like a standard chapel if not for a slight detail that focused our attention and was w grim premonition of what would happen hereinafter. This insignificant detail was an inverted cross on the wall and faint traces of several others, certain feeling of mysteriousness, and... an emptiness hidden in symbols, clues and puzzles that must be solved while racing against time. Helpful hints? They freeze your blood and leed you to the other parts of the game. We go on then, into the world of monks, enchantments and atmosphere. This atmosphere makes us want to stay longer than the 60-minute time limit. That is all we have to enjoy the atmosphere, a certain thrill and originality. The last part of the room is a true masterpiece, creating a feeling of expectation, misticism and uneasiness that lead sus inexorably to the solution.

We recommend the room for intermediate and advanced teams between 4 to 5 people.

From our point of view, if only the time would permit, we would have visited the rest of the room in MyEscape. Alas, it was not possible, but if you can do it, you really should. 

Powrót do listy pokojów


Z uwagi na dużą liczbę informacji na stronie, kolejne recenzje umieszczane będą w osobnych postach na blogu. Oczywiście, linki do nich można znaleźć na górze strony.


4 komentarze:

  1. A byliście może w tym escape roomie http://noescape.pl/ ? Też przydałaby sie recenzja bo chciałabym się wybrać. Nigdy nie brałam udziału w takiej zabawie i chciałabym się przekonać dlaczego jest tak fajna :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super to zostało opisane. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń